Praca Daszyńskiego na rzecz polskiej niepodległości – i ta prowadzona na forum parlamentu wiedeńskiego, i ta w czasie wielkiej wojny – świadczy o tym, że w tym czasie wiernie towarzyszył Józefowi Piłsudskiemu w drodze do Niepodległej. W tylu sprawach Daszyński mówił jednym głosem z „Ziukiem”, a najdobitniej chyba właśnie w kwestii utrzymania samodzielności Legionów jako zalążka polskiej armii. Legiony były dlań, jak wspominał: „wojskiem niepodległości! Całe ich dzieje, od początkowych dni sierpnia 1914 r. aż do ich rozbicia przez Austrię i Niemcy w roku 1917 i aż do utworzenia z nich pierwszej armii w niepodległym państwie polskim, świadczą wyraźnie, że były wojskiem polskim, walczącym o niepodległość Polski. Dlatego PPS stała od początku po ich stronie. Dlatego socjaliści polscy wzięli na siebie ciężką i politycznie niesłychanie trudną rolę obrońców Legionów w latach 1914–1917 i robili wszystko, aby uchronić je od zagłady”.
W tylu sprawach Daszyński mówił jednym głosem z „Ziukiem”, a najdobitniej chyba właśnie w kwestii utrzymania samodzielności Legionów jako zalążka polskiej armii.
Daszyński dostrzegał znaczenie zwycięstw – choćby w niewielkich potyczkach – odnoszonych przez oddziały Legionów, a zwłaszcza I Brygady, dla wzmocnienia niezależności i pozycji Piłsudskiego. Laski, brawurowe przedarcie się do Krakowa przez Ulinę Małą, Limanowa i Łowczówek, a w 1915 r. Klimontów, Konary, Ożarów, Tarłów, Józefów i wreszcie Jastków – stawały się dla polityków polskich ważnymi argumentami propagandowymi. Rozwiązanie austro-polskie, na którego gruncie taktycznie stali i Piłsudski, i Daszyński przestawało być jednak aktualne, gdyż Austria stawała się coraz słabszym partnerem potężniejących Niemiec. Te zaś coraz wyraźniej sposobiły się do rozwiązania kwestii polskiej w myśl swych szerszych planów, związanych z pomysłem formowania Mitteleuropy. Dlatego 5 sierpnia 1915 r. do Warszawy samodzielnie wkroczyli tylko Niemcy, a Józef Piłsudski został brutalnie wyrzucony ze stolicy, do której przybył prosto z frontu.
Legionowy Brygadier proklamował wówczas swą „licytację wzwyż sprawy polskiej”, domagając się realnych koncesji, sprowadzonych do hasła: rząd i wojsko. I rząd, i wojsko miały być samodzielne, polskie. Choć w grze tej Piłsudski dysponował bardzo słabymi atutami, czyli „sfinksowatym” Królestwem i „nieposłusznymi” Legionami, prowadził ją po mistrzowsku, również przy wsparciu udzielanym mu na galicyjskim gruncie przez Daszyńskiego. Piłsudski wstrzymał wówczas werbunek do Legionów, toteż jego konflikt z Władysławem Sikorskim, który akcję werbunkową zamierzał rozwijać na terenie Królestwa, stał się niezwykle silny. Daszyński w pełni podzielał stanowisko Brygadiera, toteż od lata 1915 r. zaczynał traktować Sikorskiego jako głównego wewnętrznego przeciwnika. Z drugiej strony brak wyraźnych perspektyw, straty ponoszone przez Legiony w bezsensownych – z punktu widzenia interesów polskich – bitwach jeszcze wyraźniej niż do tego czasu uzmysłowiły Daszyńskiemu konieczność wspólnego działania Polaków, bez względu na poglądy i dawne zaszłości. Dlatego też w marcu 1916 r. wraz z innymi posłami socjalistycznymi Daszyński wstąpił do Koła Polskiego, skupiającego galicyjską „szlachetczyznę”, którą wcześniej zwalczał. Kolejnym etapem było przystąpienie do NKN wszystkich polskich stronnictw i ugrupowań, do czego doszło w końcu kwietnia.
Daszyński dostrzegał znaczenie zwycięstw – choćby w niewielkich potyczkach – odnoszonych przez oddziały Legionów, a zwłaszcza I Brygady, dla wzmocnienia niezależności i pozycji Piłsudskiego.
Lato 1916 r. upłynęło pod znakiem zaostrzającego się konfliktu polityków socjalistycznych i oficerów legionowych z Departamentem Wojskowym NKN, na którego czele stał Sikorski. Nastroje były złe, zwłaszcza w obliczu potężnej ofensywy rosyjskiej, którą zaplanował i przeprowadził generał Aleksiej Brusiłow. Legiony – pierwszy i jedyny raz walczące w pełnym składzie trzech brygad – biły się zacięcie i krwawo, zwłaszcza w trzydniowej bitwie pod Kostiuchnówką w początkach lipca, gdzie przy czterokrotnej przewadze wroga nie pozwoliły się rozbić, utrzymały ciągłość linii frontu, a to wszystko kosztem straty blisko 2 tysięcy żołnierzy. Wrażenie, jakie Legiony zrobiły wtedy na politykach i generałach państw centralnych, miało przynieść owoce jesienią.
Słusznie podsumował Daszyński sytuację schyłku roku 1916:
„W roku 1914 wystarczała koncepcja Legionów, tj. wojska bez państwa; w dwa lata później już ten pomysł się wyczerpał. Kto chciał sięgnąć po rekruta polskiego, musiał obiecać bodaj formalnie państwo polskie”.
Obietnica ta padła 5 listopada w manifeście dwóch cesarzy, ogłoszonym równocześnie w stolicach obu okupacji: niemieckiej – w Warszawie, i austriackiej – w Lublinie. I choć chyba nikt nie miał wątpliwości, że chodziło o wyciągnięcie z Królestwa kilku dywizji ochotników, to istotniejsze dla przyszłych działań niepodległościowych stało się przyznanie przez dwóch zaborców przed całym światem, że Polska ma prawo do niepodległości. Akt 5 listopada miał złożone przyczyny, ale był również efektem przelania polskiej krwi pod Kostiuchnówką.
Fragment opisu biograficznego z książki Tomasza Panfila Ignacy Daszyński 1866–1936, Warszawa 2018
Tytuł nadany przez Redakcję