Do sierpnia 1980 r. przemysłowa część Górnego Śląska i Zagłębie Dąbrowskie były postrzegane w znacznym stopniu przez pryzmat jednowymiarowych propagandowych przekazów prasy, radia i telewizji. Znamienne w tym kontekście były m.in. słowa wypowiedziane w marcu 1968 r. przez Edwarda Gierka, wówczas jeszcze I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Katowicach i członka Biura Politycznego Komitetu Centralnego. W imieniu własnym i całej górnośląsko-zagłębiowskiej klasy robotniczej publicznie zapewniał on przywódcę PZPR Władysława Gomułkę o całkowitym poparciu, ostrzegając jednocześnie rzeczywistych lub potencjalnych przeciwników systemu, „wrogów Polski Ludowej”, że jeśli
„będą nadal próbowali zawracać nurt naszego życia z obranej przez naród drogi, to śląska woda pogruchocze im kości”.
W czerwcu 1976 r., kiedy po zapowiedzianej przez rząd podwyżce cen żywności doszło w Radomiu, Ursusie i Płocku do gwałtownych demonstracji ulicznych, spacyfikowanych pałkami, gazem łzawiącym i armatkami wodnymi, Gierek – od grudnia 1970 r. następca Gomułki na stanowisku I sekretarza KC PZPR – po raz kolejny wykorzystał śląskich robotników, tym razem do legitymizacji własnej polityki i napiętnowania zbuntowanych ośrodków. Mieli oni dać odpór „chuliganom”, „warchołom” i „wichrzycielom”, podobnie jak osiem lat wcześniej uczynili to podczas licznych wieców wobec marcowych „imperialistów”, „rewizjonistów” i „syjonistów”. W ten sposób uczestnicy protestów mieli, według I sekretarza, odczuć,
„jak my ich nienawidzimy, jacy to są łajdacy, jak oni swoim postępowaniem szkodzą krajowi”.
Stąd też tylko między 28 czerwca a 1 lipca 1976 r. w Katowicach i innych ośrodkach województwa, m.in. w wielu zakładach pracy, wojewódzka instancja partyjna zorganizowała 3,2 tys. wieców i masówek poparcia dla partii i rządu z udziałem 1,1 mln osób. Każda taka impreza kończyła się zazwyczaj uchwaleniem (jednogłośnie, jak podawała propaganda) odpowiednich rezolucji. Na ręce Gierka, a także premiera rządu Piotra Jaroszewicza słano listy i telegramy o podobnej lub wręcz jednobrzmiącej treści, bo instrukcje co do ogólnej wymowy i sensu tych dokumentów i tak przychodziły z Warszawy. Apogeum akcji poparcia dla ekipy rządzącej, ale i nagonki propagandowej, stanowiło spotkanie Gierka i Jaroszewicza z 10 tys. „przodujących ludzi pracy z województwa”, które odbyło się w katowickim Spodku 2 lipca 1976 r. Wydarzenie transmitowały na żywo radio i telewizja. I chociaż bardziej wyrobiony odbiorca miał świadomość uczestnictwa w rytuale powtarzanym od lat przy okazji kolejnych kryzysów i politycznych przesileń na szczytach władzy, to propagandowy przekaz na temat wiernopoddańczej postawy górników i hutników mimo wszystko robił swoje.
Wzmacniały go inne, podawane na bieżąco lub cyklicznie, powracające informacje o przekraczanych planach wydobycia węgla i produkcji surówki stali, reportaże i telewizyjne felietony o pracy górników i hutników jako wielkiej przygodzie czy też transmisje z oficjalnych corocznych obchodów Dnia Górnika z udziałem najwyższych władz partyjnych i państwowych. Media przedstawiały województwo katowickie jako najprężniej rozwijający się region kraju, z doskonałą infrastrukturą i zaopatrzeniem rynku, w którym robotnikom i ich rodzinom żyje się dostatnio i kolorowo, ale też matecznik ówczesnego I sekretarza KC PZPR i jego ekipy, region „pod specjalną opieką i nadzorem”, z najliczniejszą w Polsce wojewódzką organizacją partyjną.
Wszechobecna propaganda w połączeniu z cenzurą i działaniami bezpieki powodowały, że do opinii publicznej nie przedostawały się – a jeśli już, to bardzo fragmentarycznie – informacje o notowanych co jakiś czas w zakładach pracy nastrojach niezadowolenia i „sytuacjach konfliktowych” z „przerwami w pracy” włącznie. W latach 1978–1979 Służba Bezpieczeństwa zarejestrowała po kilkanaście takich przypadków, w tym w kluczowych zakładach, kopalniach i hutach. Rok 1980 przyniósł kolejne przypadki niezadowolenia załóg.
Skazy na propagandowym wizerunku
Bardzo nikła była także wiedza o inicjatywach niezależnych i wydarzeniach, które można potraktować w kategoriach kontestacji, sprzeciwu czy wręcz oporu społecznego. Stąd też niewiele osób wiedziało, że w katowickim mieszkaniu Kazimierza Świtonia mieścił się od sierpnia 1977 r. jeden z czternastu w kraju Punktów Konsultacyjno-Informacyjnych Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela (czwarty w kolejności powstawania), a kilka miesięcy później, w lutym 1978 r., Świtoń powołał, tym razem pierwszy w Polsce, komitet Wolnych Związków Zawodowych. Również tylko nieliczni wiedzieli o zorganizowanej przez środowiska opozycyjne z całego kraju akcji obrony Świtonia, który był przetrzymywany w areszcie, a następnie został skazany na rok pozbawienia wolności. Akcję tę prowadzono przez kilka miesięcy (od października 1978 do marca 1979 r.) m.in. w Katowicach i innych miastach. W wyniku działań opozycji ostatecznie Świtoń znalazł się na wolności.
Media przedstawiały województwo katowickie jako najprężniej rozwijający się region kraju, z doskonałą infrastrukturą i zaopatrzeniem rynku, w którym robotnikom i ich rodzinom żyje się dostatnio i kolorowo, ale też matecznik ówczesnego I sekretarza KC PZPR i jego ekipy, region „pod specjalną opieką i nadzorem”, z najliczniejszą w Polsce wojewódzką organizacją partyjną.
Do opinii publicznej nie przebiły się zupełnie informacje o dużej (szacowanej od kilku do nawet kilkunastu tysięcy uczestników) demonstracji ulicznej w dniach 23–24 kwietnia 1979 r. w Tychach. Na marginesie należy zaznaczyć, że krótką informację na jej temat zamieścił KOR-owski „Robotnik”. Demonstrację sprowokowały miejskie władze partyjne i administracyjne, które postanowiły usunąć zabytkowy przydrożny krzyż, ponieważ w jego pobliżu miała stanąć trybuna honorowa dla lokalnych oficjeli odbierających pierwszomajowy pochód. W trakcie operacji przenoszenia w inne, mniej eksponowane miejsce został on jednak połamany. Tyszanie potraktowali to jako świętokradztwo. Tyski krzyż był nie tylko obiektem historycznym. Od czasu ustawienia na początku XIX w. zajmował ważne miejsce w życiu duchowym lokalnej społeczności. To pod nim modlili się m.in. powoływani do zaborczej armii mieszkańcy Tychów i pobliskich Paprocan, następnie uczestnicy powstań śląskich. Pod wpływem pokojowego protestu tyszan (ustawiczne nabożeństwo, śpiewy i modlitwy, całonocne czuwanie) władze ustąpiły. Zdewastowany krzyż został szybko odrestaurowany na koszt miasta i powrócił na dawne miejsce. A 24 kwietnia poświęcił go ordynariusz katowicki, bp Herbert Bednorz.
Demonstracja w Tychach, o czym warto pamiętać, miała miejsce w czasie nasilających się protestów katowickiej hierarchii kościelnej, kleru i wiernych w związku z decyzją władz o wykreśleniu z programu pielgrzymki Jana Pawła II do ojczyzny sanktuarium z cudownym obrazem Matki Boskiej Piekarskiej w Piekarach Śląskich. W licznych listach i telegramach słanych do władz partyjnych i państwowych proszono o umożliwienie Ojcu Świętemu odwiedzenia Piekar i spotkania z wiernymi, a jednocześnie protestowano przeciwko odmownej decyzji władz w tej sprawie i inspirowanej przez nie „spontanicznej” kontrkampanii petycyjnej. Miała ona „przykryć” wspomniane protesty i społecznie uwiarygodnić decyzję „najwyższych czynników” w sprawie odmowy przyjazdu Jana Pawła II na Górny Śląsk. W tym celu zainspirowano wysyłanie przez całe załogi, środowiska, kolektywy i pojedyncze osoby listów i telegramów, w których najczęściej protestowano przeciwko próbom „ingerencji kleru w ustalony program i trasę wizyty papieża w Polsce”.
„Sprzedaj konia, kup Ślązaka”
W lipcu, a zwłaszcza w sierpniu 1980 r., kiedy kolejne fale strajkowe rozlewały się po kraju, górnośląscy i zagłębiowscy robotnicy nadal byli przedstawiani w mediach jako ludzie dobrej roboty, sumienni i odpowiedzialni, wręcz idealni, którzy wykonują kolejne zadania produkcyjne zlecane przez władze i zawsze są gotowi wyrazić publiczne poparcie i przywiązanie do partii oraz rządu. To z kolei utrwalało w społeczeństwie negatywny stereotyp Górnego Śląska. W konsekwencji o mieszkańcach tego regionu – a w szerszym kontekście i całego województwa katowickiego – mówiono, że „obżerają Polskę”, zarzucano im bierność i brak jedności z resztą kraju. Na pociągach pasażerskich udających się do Katowic i pustych węglarkach odstawianych do kopalń wypisywano obraźliwe hasła: „Pachołki Gierka, róbcie sobie sami”, „Zabić Ślązaka zamiast świniaka”, „Sprzedaj konia, kup Ślązaka”.
A przecież znaczny odsetek pracowników tutejszego przemysłu stanowiły osoby, które przybyły tu za pracą ze wszystkich stron Polski. Na początku 1979 r. w niektórych rejonach Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego osoby przebywające w ramach pobytu czasowego stanowiły 25 proc. ogółu mieszkańców, a w hotelach robotniczych i kwaterach prywatnych na terenie całego województwa mieszkało ponad 200 tys. osób.
W takiej sytuacji niemałym zaskoczeniem dla strajkujących od 14 sierpnia robotników Stoczni Gdańskiej im. Lenina było pojawienie się 23 sierpnia gościa z Górnego Śląska – Włodzimierza Jackowskiego, przedstawiciela Fabryki Zmechanizowanych Obudów Ścianowych „Fazos” z Tarnowskich Gór. Udało mu się dotrzeć do Trójmiasta, mimo że próbowała mu w tym przeszkodzić SB. Z odczytanego przez niego na forum Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego tekstu rezolucji, uchwalonej dzień wcześniej przez pracowników tarnogórskiej fabryki, gdańszczanie dowiedzieli się, że 21 sierpnia rozpoczął się tam strajk (zawieszony następnego dnia), którego uczestnicy poparli postulaty wysuwane przez gdański MKS, w tym żądanie utworzenia niezależnych związków zawodowych. Nie mniej istotne od treści rezolucji było to, co Jackowski dodał od siebie:
„Może chciałbym przedstawić jeszcze sytuację, jaka panuje na Śląsku – wyjaśniał – bo na pewno nie każdy się orientuje, jak tam faktycznie jest. Śląsk jest całkowicie zdezorientowany. Nic nie przekazują ani przez radio, ani przez telewizję. Jesteśmy całkowicie odcięci, odcięci od reszty kraju. Przyjechałem tutaj specjalnie, wysłany przez załogę, żeby zorientować się, jaka sytuacja faktycznie istnieje, bo jedni mówią, że strajkuje 15 zakładów; wieczorem przez radio podają, że kilkanaście zakładów wycofuje się ze strajku i przystępuje do pracy. No, i dlatego tu jestem i – po prostu – jestem naocznym świadkiem tego, co się dzieje. I wierzę w to, że nie tylko Wybrzeże, ale Śląsk przyłączy się do Wybrzeża.”1
Wystąpienie to stoczniowcy nagrodzili szczerymi brawami, ale chyba nikt, łącznie z samym Jackowskim, nie przypuszczał wówczas, że kilka dni później Górny Śląsk i Zagłębie ogarnie wielka fala protestów, dla której dwudniowy strajk w fabryce „Fazos” okazał się wstępem. Warto wspomnieć, że 22 sierpnia, m.in. w związku z wybuchem dzień wcześniej protestu w Tarnowskich Górach i ogólnym wzrostem „tendencji strajkowych” w województwie, katowicka SB przeprowadziła rozpoznanie we wszystkich górnośląskich i zagłębiowskich kopalniach. Szukano pracowników, którzy w lipcu i sierpniu 1980 r. przyjechali z terenu Wybrzeża i w tym czasie znaleźli zatrudnienie w przemyśle wydobywczym. Ustalono, że w siedemnastu kopalniach przyjęło się do pracy 61 takich osób, ale żadna z nich nie była powiązana ze środowiskami opozycyjnymi ani w przeszłości „nie prowadziła działalności wywrotowej” – na co zwracano szczególną uwagę.
Bunt „sytych i zadowolonych”
Nie była jednak konieczna inspiracja z zewnątrz. Narastające od lat nierozwiązane problemy natury socjalnej, płacowej, organizacji pracy, jak też potrzeba wyrażenia solidarności ze strajkującym Wybrzeżem znalazły wreszcie ujście w otwartych protestach. Trzy kluczowe dla dalszego biegu wydarzeń w województwie katowickim strajki rozpoczęły się niemal równocześnie, aczkolwiek niezależnie od siebie. W nocy z 28 na 29 sierpnia 1980 r. przerwali pracę górnicy kopalń jastrzębskich – „Manifestu Lipcowego” i „Boryni”, 29 sierpnia rozpoczął się strajk tyskiego Zakładu nr 2 Fabryki Samochodów Małolitrażowych, produkującego popularne „maluchy” i zatrudniającego prawie 9 tys. osób. W tym samym dniu zastrajkował także inny symbol dekady „dynamicznego rozwoju” i „budowy drugiej Polski”, największy w kraju kombinat metalurgiczny – Huta Katowice w Dąbrowie Górniczej. W kolejnych dniach do protestów przyłączały się następne zakłady i przedsiębiorstwa, w większości należące, podobnie jak poprzednie, do tzw. hołubionych przez władze branż wpływowych, których pracownicy, względnie dobrze opłacani, mieli wydajnie pracować, ale też, gdy zajdzie taka potrzeba, popierać partyjne kierownictwo.
W „Manifeście Lipcowym” i Hucie Katowice powołano międzyzakładowe komitety strajkowe. Kiedy 3 września 1980 r. jastrzębski MKS zawierał porozumienie z przybyłą dzień wcześniej do kopalni komisją rządową, reprezentował już oficjalnie 56 zakładów, w tym 28 kopalń. Stojący na czele wspomnianej komisji rządowej wicepremier Aleksander Kopeć wspominał po latach, że w rzeczywistości akces do MKS zgłosiło więcej zakładów i przedsiębiorstw, nie zdążono ich jednak umieścić w załączniku do porozumienia, „gdyż protokół był już podpisany, bądź [delegacje zakładów] przybyły po jego podpisaniu”2. W porozumieniu, co ważne, odwoływano się do 21 postulatów gdańskich, w szczególności punktu dotyczącego niezależnych związków zawodowych. I chociaż dotyczyło ono przede wszystkim spraw i problemów kluczowych dla pracowników szeroko pojętego przemysłu wydobywczego, to warto pamiętać, że znalazły się w nim także zapisy dotyczące ogółu polskich pracowników, m.in. dotyczący wolnych sobót (od 1 stycznia 1981 r.). Porozumienie jastrzębskie wraz z dwoma podpisanymi wcześniej – szczecińskim i gdańskim – tworzyło podstawy umowy społecznej z roku 1980.
Jej istotnym dopełnieniem był czwarty dokument – porozumienie z 11 września 1980 r., zawarte przez Międzyzakładowy Komitet Robotniczy z tymczasową siedzibą w Hucie Katowice i kolejną komisję rządową. Chociaż znane jest pod nazwą katowickiego, to warto pamiętać, że nawiązywało ono do kombinatu, a nie miejsca podpisania umowy – Dąbrowy Górniczej. Jego znaczenie polegało przede wszystkim na tym, że dotyczyło gwarancji realizacji porozumienia gdańskiego w kwestii tworzenia struktur niezależnych związków zawodowych na terenie całego kraju. Ustalenia z Gdańska dotyczące organizowania nowych związków były nieprecyzyjne. Szybko odczuli to pracownicy wielu zakładów i przedsiębiorstw w całym kraju. Próby powołania na ich terenie organizacji założycielskich były blokowane przez dyrekcje i kierownictwa. Interpretowały one zapisy gdańskie w ten sposób, że nie mogą zakładać niezależnych związków te załogi, które wcześniej nie strajkowały i nie były reprezentowane przez któryś z MKS-ów zawierających porozumienia z komisjami rządowymi. Porozumienie katowickie tę kwestię jednoznacznie precyzowało, gwarantując swobodny rozwój ruchu związkowego w całej Polsce.
Solidarność
W krótkim czasie ten dynamiczny proces zasadniczo odmienił dotychczasowe oblicze województwa katowickiego. Struktury organizacyjne tworzących się od września 1980 r. niezależnych związków zawodowych (po 17 września już jako ogniwa ogólnopolskiego Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”) oparły się w pierwszej kolejności na komitetach strajkowych powstałych w czasie protestów sierpniowo-wrześniowych. Warto pamiętać, że między 21 sierpnia a początkiem października 1980 r. objęły one w województwie 272 zakłady pracy, zatrudniające ogółem 880 tys. osób, z czego w strajkach lub próbach ich podjęcia uczestniczyło ok. 310 tys. pracowników. Bardzo szybko ruch związkowy rozszerzył się także na zakłady, które dotąd nie strajkowały.
W naturalny sposób jego najważniejszymi kierowniczymi ośrodkami ponadzakładowymi stały się dotychczasowe MKS-y – jastrzębski i dąbrowski. Poza nimi zaczęły działać w województwie także inne struktury międzyzakładowe: w Tychach, Bytomiu, Tarnowskich Górach czy Siemianowicach Śląskich. Popularność dwóch największych – jastrzębskiej i dąbrowskiej – szybko przekroczyła granice województwa.
Jastrzębie było jednym z trzech ośrodków, które wywalczyły zawarcie z władzami kluczowych porozumień, a także tym, który w początkowej fazie budowy niezależnego ruchu związkowego objął zdecydowaną większość przedsiębiorstw branży wydobywczej z różnych stron kraju, łącznie z górnictwem naftowym i przedsiębiorstwami zajmującymi się odwiertami. Katowicka SB szacowała, że w końcu października Jastrzębie reprezentowało ponad 450 komórek związkowych z przedsiębiorstw działających na terenie dwunastu województw.
Trzy kluczowe dla dalszego biegu wydarzeń w województwie katowickim strajki rozpoczęły się niemal równocześnie, aczkolwiek niezależnie od siebie. W nocy z 28 na 29 sierpnia 1980 r. przerwali pracę górnicy kopalń jastrzębskich – „Manifestu Lipcowego” i „Boryni”, 29 sierpnia rozpoczął się strajk tyskiego Zakładu nr 2 Fabryki Samochodów Małolitrażowych.
Z kolei struktura dąbrowska dzięki zawarciu porozumienia z 11 września 1980 r. stawała się coraz bardziej popularna wśród załóg tych zakładów, w których kierownictwa czy instancje partyjne próbowały nie dopuścić do zawiązania ogniw niezależnych związków. Zwracały się one do tamtejszego MKZ o pomoc, co niejednokrotnie kończyło się rejestracją w dąbrowskim ośrodku. W naturalny sposób ciążyły do niego także zakłady i przedsiębiorstwa związane z branżą hutniczą, a także te, które wcześniej były związane chociażby z budową Huty Katowice, stale współpracowały z kombinatem lub miały na jego terenie swoje przedstawicielstwa. Do końca listopada 1980 r. ośrodek dąbrowski reprezentował już ponad siedemset organizacji zakładowych, a pod koniec lutego 1981 r. – ponad tysiąc. Z czasem, zgodnie z zasadą budowy terytorialnych struktur Solidarności, organizacje spoza województwa katowickiego występowały z tamtejszych struktur ponadzakładowych związku i wzmacniały Solidarność w swoich regionach.
Po zjednoczeniu rozproszonych ośrodków międzyzakładowych w jeden Region Śląsko-Dąbrowski NSZZ „Solidarność”, co nastąpiło latem 1981 r., okazał się on największy w kraju. Jesienią do związku należało tu prawie 1,13 mln członków, działających w 1325 komisjach zakładowych. Warto wspomnieć, że od sierpnia 1980 do sierpnia 1981 r. liczba członków PZPR w województwie katowickim zmniejszyła się o ponad 50 tys. osób, a do wprowadzenia stanu wojennego – o blisko 63 tys. W grudniu 1981 r. wojewódzka organizacja partyjna liczyła ok. 328 tys. członków, z czego część należała również do Solidarności. Związkowcami byli nie tylko szeregowi, lecz także funkcyjni członkowie PZPR.
Odmieniony region
Symbolem nie tylko prestiżowej, lecz również rzeczywistej porażki partii na kluczowym dla komunistów terenie, a jednocześnie skali emancypacji społeczeństwa regionu spod dotychczasowej kontroli i wpływu PZPR, była jedna z uchwał podjętych latem 1981 r. przez I Walne Zebranie Delegatów Solidarności województwa katowickiego w sprawie postawy wobec władz. Jej treść stanowiła zaprzeczenie sączonych przez dekady propagandowych sloganów o wierności i zaufaniu społeczeństwa i załóg Górnego Śląska i Zagłębia do partii. W dokumencie stwierdzano wprost, że przyczyną doprowadzenia kraju do stanu bezwładu gospodarczego
„jest sposób pełnienia przewodniej roli przez Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą. Rola ta realizowana jest w drodze opanowania przez PZPR wszystkich istotnych ośrodków decyzyjnych, wskutek czego, między innymi, kolegialne organy władzy nie stanowią należytej reprezentacji Narodu […]. Walne Zebranie nie widzi realnych dróg współpracy z PZPR przy obecnym sposobie pełnienia przez nią przewodniej roli w państwie”.
Brzmiało to jak swoiste wymówienie posłuszeństwa.
Od tego czasu, w oparciu o ruch Solidarności i stworzoną przezeń przestrzeń wolności, nastąpiła w regionie niezwykła aktywizacja różnych środowisk, grup społecznych i zawodowych. O skali tego społecznego poruszenia świadczy fakt, że przed sierpniem 1980 r. na tym terenie nie wychodziło żadne pismo związane z którymś z nurtów opozycji demokratycznej, natomiast od września 1980 do 13 grudnia 1981 r. ukazało się co najmniej 125 tytułów prasowych wydawanych przez różne struktury Solidarności lub związanych z innymi niezależnymi organizacjami czy środowiskami.
Dużą popularność zyskiwała Konfederacja Polski Niepodległej. Jej aktywność przed sierpniem 1980 r. ograniczała się do prób działalności podejmowanych przez pojedyncze osoby. Według danych SB, na początku grudnia 1981 r. Konfederacja w Katowickiem liczyła ok. 350 członków, z czego najwięcej (ok. 50) w stolicy województwa.
Ożywienie trwało w środowisku akademickim, w którym obok Solidarności powstały struktury Niezależnego Zrzeszenia Studentów. W trzydziestoosobowej Krajowej Komisji Koordynacyjnej NZS znalazło się trzech reprezentantów uczelni z regionu. Przykład studentów oddziaływał na ich młodszych kolegów. W czerwcu 1981 r. powstała w Gliwicach Federacja Młodzieży Szkolnej, skupiająca uczniów z kilku miejscowych szkół średnich. Z kolei w listopadzie 1981 r. z inicjatywy uczniów związanych z KPN i Solidarnością, a także wywodzących się z różnych subkultur powstało w Katowicach Niezależne Zrzeszenie Młodzieży Szkół Ponadpodstawowych Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. Organizacja działała w kilkunastu szkołach Katowic i Chorzowa. W listopadzie jej delegaci wzięli udział w zjeździe założycielskim Federacji Młodzieży Szkolnej w Warszawie, skupiającej młodzież Mazowsza i regionu Śląsko-Dąbrowskiego. Druga tura zjazdu odbyła się 12 grudnia 1981 r. w Katowicach, w jednej z siedzib Solidarności. Obrady przerwało jednak wprowadzenie stanu wojennego.
Tryumf św. Barbary i św. Floriana
Charakterystyczna dla okresu 1980–1981 była także ideowa i znaczeniowa „rewitalizacja” tych świąt, które były przez lata zakazane bądź wtłaczane w sztywne ramy obowiązującej oficjalnie obrzędowości. Tak było z Barbórką, której już w 1980 r., pod egidą Solidarności, przywrócono religijny charakter. Jeszcze wcześniej do kopalnianych cechowni zaczęły powracać wyrugowane stamtąd pod koniec lat czterdziestych przez komunistów figury św. Barbary. Podobnie było z patronem hutników, św. Florianem, i opiekującą się kolejarzami św. Katarzyną Aleksandryjską. Święcenie figur tych patronów (4 maja w przypadku hutników i 25 listopada dla kolejarzy) miało charakter uroczystych nabożeństw. Były to wydarzenia ważne nie tylko dla poszczególnych grup zawodowych, lecz także dla całych społeczności lokalnych.
Nowego wymiaru nabrało w 1981 r. zawłaszczone przez PZPR święto 1 Maja. Obok oficjalnych obchodów odbyło się wówczas wiele niezależnych manifestacji organizowanych przez Solidarność, ale w niczym nie przypominały one dotychczasowych „tradycyjnych” pochodów sunących przed trybunami honorowymi.
Niezwykle uroczyście obchodzono w 1981 r. rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 maja. W II RP 3 Maja był oficjalnym świętem narodowym i naturalnie łączono je z przypadającym w tym samym dniu kościelnym świętem Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski. Na Górnym Śląsku dodatkowo oba te święta zbiegały się z kolejnymi rocznicami wybuchu III Powstania Śląskiego. Po II wojnie światowej ceremoniał obchodów 3 Maja z okresu międzywojnia został przywrócony, ale na krótko. Po brutalnym stłumieniu w 1946 r. przez komunistów manifestacji oraz pochodów trzeciomajowych w Krakowie i innych ośrodkach kraju (na Górnym Śląsku m.in. w Katowicach, Gliwicach, Bytomiu, Zabrzu i Rybniku) nowe władze zaprzestały organizowania oficjalnych obchodów, zabraniając jednocześnie społeczeństwu publicznego świętowania, a następnie znosząc 3 Maja jako święto i dzień wolny od pracy. Przywrócono je dopiero w 1990 r., już w nowej rzeczywistości ustrojowej. Niemniej w 1981 r. obchody 190. rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja, chociaż nieoficjalne, przybrały masowy charakter i były połączone ze świętem Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski, a w województwach katowickim i opolskim także z sześćdziesiątą rocznicą wybuchu III Powstania Śląskiego. Największe w Katowickiem uroczystości firmowane przez Solidarność odbyły się 3 maja w Sosnowcu, Tychach, Bytomiu i Gliwicach. W tym ostatnim ośrodku w polowej Mszy św. na pl. Krakowskim wzięło udział ponad 30 tys. osób.
Schemat oficjalnych rytuałów zdjęto także ze Święta Ludowego. Przypadające w kalendarzu Kościoła katolickiego w dniu Zesłania Ducha Świętego, w PRL było ono wprawdzie obchodzone, ale pod nadzorem władz i pozbawione sakralnego charakteru. W dniach 6–7 czerwca 1981 r. w Jastrzębiu-Zdroju z inicjatywy Solidarności rolniczej i jastrzębskiej struktury związku zorganizowano zupełnie inne aniżeli dotąd uroczystości. – Prasa związkowa pisała:
„Pierwszy raz Święto Ludowe w powojennej historii Polski miało taki charakter: niewymuszonego zgromadzenia stu tysięcy ludzi – chłopów i robotników z całego kraju. 7 czerwca do Jastrzębia-Zdroju zjechali z własnej woli, bez spędów i kiełbasy na zachętę, jak to pamiętamy z lat ubiegłych. Zjechali, aby dać wyraz poczuciu więzi obu «Solidarności» – chłopskiej i robotniczej, sojuszowi wsi i miasta.”
Rzeczywiście, do Jastrzębia-Zdroju przybyły delegacje z wielu regionów kraju. Szacowano, że we Mszy św. uczestniczyło ok. 100 tys. wiernych.
Krzyż
Wydarzenia takie jak to w Jastrzębiu były m.in. przejawem powszechnego entuzjazmu i nadziei na trwałe zmiany w systemie społeczno-politycznym. Zniszczyło je wprowadzenie przez komunistów w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. stanu wojennego. Zniszczyło, ale nie zabiło. Szesnastu miesięcy wolności i przyspieszonego kursu budowy społeczeństwa obywatelskiego nie dało się już wymazać ze świadomości Polaków. To zaś, co miało zastraszyć i sparaliżować – represje, szykany i różnego rodzaju obostrzenia – budziło wprawdzie grozę, ale równocześnie przyczyniło się do budowania pamięci i tożsamości.
Po masakrze w „Wujku” i brutalnych pacyfikacjach protestów załóg innych kopalń, hut i zakładów pracy Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego niemożliwe stało się już przywrócenie województwu i jego mieszkańcom oblicza znanego wcześniej z propagandowych obrazków.
Podczas pacyfikacji strajku w katowickiej kopalni „Wujek” 16 grudnia 1981 r. pluton specjalny ZOMO użył broni palnej, w wyniku czego śmierć poniosło dziewięciu górników, a ponad dwudziestu odniosło rany postrzałowe. Zastrzeleni i ranni należeli do grupy zawodowej, która przez całe lata była chyba najbardziej komplementowana przez władze, przynajmniej w przekazach propagandowych, teraz zaś stali się tej władzy ofiarami.
Po masakrze w „Wujku” i brutalnych pacyfikacjach protestów załóg innych kopalń, hut i zakładów pracy Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego niemożliwe stało się już przywrócenie województwu i jego mieszkańcom oblicza znanego wcześniej z propagandowych obrazków. Uświadamiał to zwłaszcza krzyż pod kopalnią „Wujek”, upamiętniający zabitych górników. Stał się on dla Polaków miejscem tak samo ważnym, jak uroczyście odsłonięty w grudniu 1980 r. przed Stocznią Gdańską pomnik Poległych Stoczniowców 1970 czy inny ważny monument, odsłonięte w czerwcu 1981 r. Poznańskie Krzyże, przypominające ofiary Czerwca ‘56. Świadczyły o tym zgromadzenia, które w kolejnych miesiącach i latach, mimo przeciwdziałań SB czy milicji, miały tutaj miejsce. Uczestniczyli w nich przecież nie tylko katowiczanie, ale i osoby przyjeżdżające z różnych stron Polski. Większość poległych górników z „Wujka” także zresztą pochodziła spoza regionu. W tym sensie 16 grudnia 1981 r. strzelano do całej Polski.
Tekst pochodzi z nr 9/2017 „Biuletynu IPN”
1 Zapis rokowań gdańskich. Sierpień 1980, zebr. i oprac. A. Drzycimski i T. Skutnik, Paryż 1986, s. 239–240.
2 A. Kopeć, Stracone szanse… Relacje z wirażu, Warszawa 1991, s. 178.