Karol Gialbas wraz z żoną i dwójką dzieci mieszkał w Chorzowie. Przed wojną pracował w ubojni bydła.
Po likwidacji getta w Będzinie w sierpniu 1943 r. Niemcy pozostawili na jego terenie kilkusetosobową grupę Żydów do jego uprzątnięcia.
W pierwszych latach okupacji niemieckiej został skierowany do pracy w kopalni potasu w Bleicherode w Turyngii, a potem do pracy w kuźni Huty im. Bismarcka w Chorzowie. W grudniu 1942 r. otrzymał posadę pracownika pomocniczego urzędnika w Magistracie w Będzinie, w Wydziale Gospodarczym „J” (Gewerbeabteilung „J”), zajmującym się m.in. ewidencją mienia żydowskiego. Praca w tym wydziale pozwalała Gialbasowi na kontakty z mieszkańcami getta będzińskiego. Poruszony sytuacją, w jakiej znaleźli się Żydzi, postanowił im pomóc.
„Donoszenie środków spożywczych, załatwianie pisemnych podań, wstawiennictwo u dobrze znanych urzędników celem załatwienia drobnych próśb – wniosków, wszystko to wzbudzało coraz większe i wzmacniające zaufanie po stronie żydowskiej do mojej osoby”
– wspominał.
Gialbas zaktywizował swoje działania na rzecz pomocy Żydom po likwidacji getta w Będzinie w sierpniu 1943 r. Niemcy pozostawili na jego terenie kilkusetosobową grupę Żydów do jego uprzątnięcia. Do nadzoru prac porządkowych będziński Magistrat wyznaczył Gialbasa. Dzięki temu mógł on stale kontaktować się z pozostawionymi w getcie Żydami, dostarczać im żywność, odzież i środki higieniczne. Jednoczenie starał się znaleźć dla nich bezpieczne schronienie poza gettem.
Na aryjską stronę
W pierwszych dniach października 1943 r., na prośbę zatrudnionej w jego brygadzie żony rabina Natana Liebermana – Goldy – wyprowadził z getta jej syna Rübena. Początkowo ukrył go w domu swojego znajomego Ignacego Kwiatkowskiego w Chorzowie, później umieścił go w polskiej rodzinie w Parzynowie, w Poznańskiem. Kolejna w domu Gialbasa zjawiła się Gołda Lieberman. Została u niego pewien czas, pomagając schorowanej żonie Karola prowadzić dom i opiekować się dziećmi. Pod koniec października 1943 r. dołączyli do niej mąż Natan i synowie Moniek i Abram. Uciekli oni z getta i ukryli się w pobliskich piecach wapiennych. Żywność ukrywającym się przynosiła czternastoletnia córka Kwiatkowskiego – Urszula. Gialbas wyprowadził stamtąd Liebermanów oraz kuzynkę Goldy – Taubę Trygierową. Zostali oni przewiezieni do Parzynowa i ulokowani u kilku tamtejszych rodzin. Przez ten cały czas Gialbas za pośrednictwem Kwiatkowskiego dostarczał im żywność, pieniądze, odzież i obuwie, w dużej części sfinansowane przez niego.
Na prośbę żony rabina Natana Liebermana – Goldy – wyprowadził z getta jej syna Rübena. Początkowo ukrył go w domu swojego znajomego Ignacego Kwiatkowskiego w Chorzowie, później umieścił go w polskiej rodzinie w Parzynowie, w Poznańskiem.
Gialbas współpracował i pomagał Soni Boczkowskiej, zatrudnionej w warsztatach krawieckich należących wcześniej do Alfreda Rossnera. Pośredniczył również w ukryciu Basi Blumenfeld, która w czasie likwidacji będzińskiego getta uciekła z transportu do KL Auschwitz. Przyjął pod swój dach trzynastoletniego żydowskiego chłopca – Jerzego (Janka) Weisbrota, siostrzeńca Jachiela Gerlitza, którego córkę ukrywała rodzina Florczaków z Katowic. Jerzy znalazł schronienie u rzeźnika w Świętochłowicach, który uczył go również zawodu. Gialbas zorganizował także w Będzinie kryjówki dla Eisiga Rettmanna i Naftali Lassingera, a w październiku 1944 r. zaopiekował się trzema uciekinierami z obozu pracy przy kopalni „Hoym” w Rybniku: Sindelem Szajerem, Leonem Weintraubaem i Abramem Wilderem, których ukrył w Sosnowcu.
Zamierzał on również wywieźć z obozu pracy przymusowej na Górze Św. Anny kilku znajomych Żydów (m.in. Sonię Boczkowską). Akcja się nie powiodła, a informacja o jego zamierzeniach dotarła do niemieckiej policji. 18 października 1944 r. został on aresztowany. Po kilkunastu dniach, z powodu braku świadków potwierdzających ten fakt, został zwolniony do domu.
Ślady ocalnych
Po wojnie Gialbas utrzymywał kontakty z kilkoma z ocalonych. M.in. rodzina Liebermanów świadczyła na jego korzyść w procesie rehabilitacyjnym, bowiem Gialbas posiadał w czasie wojny II grupę volkslisty. W styczniu 1946 r. Natan Liberman napisał list do Gialbasa, w którym wyraził wdzięczność za uratowanie życia:
„Niniejszym poczuwam się do obowiązku wyrazić Panu głęboką wdzięczność moją za ofiarną pomoc i opiekę udzieloną mnie, jako Żydowi oraz rodzinie mej w czasie okupacji hitlerowskiej. Z pełnym uznaniem i wdzięcznością podkreślić muszę, że pomoc Pańska nie tylko była bezinteresowna. Lecz nie szczędził Pan ani środków materialnych, ani nie wahał się Pan przed osobistym niebezpieczeństwem, by w czasie piekła hitlerowskiego pomagać mnie i rodzinie mej w przetrwaniu. Kierując się tylko szlachetnym sercem człowieka i Polaka niósł Pan nam oraz innym Żydom pomoc w największej potrzebie, narażając często własne życie. Nie ma słów aby wyrazić uczucia naszej wdzięczności za uratowanie życia mego, żony mej Geni oraz dzieci Henryka, Monka i Romka. Ponieważ nie ma również ceny, którą by można ofiarność Pana wyrazić pozostaje mnie tylko wyrazić imieniem mojej całej rodziny gorące Bóg zapłać Panu oraz rodzinie Pańskiej”.
W 1945 r. Karol Gialbas przekazał Żydowskiej Komisji Historycznej w Katowicach kolekcję ważnych dokumentów, w tym 4996 opisanych zdjęć paszportowych osób wywiezionych do KL Auschwitz (z danymi osobowymi i adresami) z Będzina, które znalazł już po likwidacji getta w budynku należącym wcześniej do administracji żydowskiej, a przeznaczonym na dom wypoczynkowy dla niemieckich oficerów. Janina Masłowska, która pracowała wówczas w tej placówce tak wspominała kontakt z Karolem Gialbasem:
„W szarej pracy Komisji Historycznej człowiek czuje się przygnębiony. Bada się historię ostatnich 6 lat. Każdy dokument to tragedia, każdy akt – to mord. Tragedia jednostek i rodzin, mordy całych pokoleń. Oglądasz zdjęcia – wisielcy lub kandydaci do pieców, wertujesz sprawozdania – ilość zużytego opału na palenie ludzi. Nie ma jeszcze słowa na określenie tego stanu ducha, w którym wypada nam pracować: atmosfera cmentarna, nastrój grobów i to jeszcze nie oddaje wszystkich przeżyć i refleksji z tem związanych. I nagle w tym archiwum zbrodni – teczka dokumentów ludzkiej szlachetności. Podziałało jak promień słońca zza ołowianych chmur. Wypadek zasługuje na szczegółowe omówienie. Chciałoby się, aby było ich więcej. Jeżeli się o nich milczy, wyrządza się krzywdę człowiekowi. A tak mało ich pozostało. Niejaki obywatel Karol Gialbas z Chorzowa uratował życie 14 Żydom, którzy to własnoręcznym podpisem zaświadczyli. Rozmieścił ich w 5 grupach na Śląsku i w Poznańskiem i przez zaufanych ludzi dostarczał im funduszów. Ciekawe jest zestawienie kasowe. Wydatki wynosiły 58.910 zł. z czego 13.210 zapłacił z własnej kieszeni. Są dokumenty potwierdzające dokładnie skąd jakie fundusze otrzymał, gdzie zdeponował otrzymane przedmioty, adresy osób, które potwierdzają za ile co sprzedał itp. […]PS. W ubiegłym tygodniu siedząc przy ul. Zabrskiej 14 w lokalu Komisji słyszę ciężkie kroki na schodach. Otwierają się drzwi i wchodzi jakiś obywatel z walizką. »Tę walizę i jeszcze inną przechowywałem dla was, proszę przyjąć«. Otwieram i znajduje w walizie …około 5000 zdjęć, dokumentów, spisów obozów itp. Cennych materiałów i aktów oskarżenia przeciw gadom hitlerowskim. Zamiast »szabrować« lub rabować mienie żydowskie obywatel zbierał dokumenty hańby i zbrodni niemieckiej. Uścisnęłam ręce owego obywatela ze wzruszeniem i wdzięcznością. Był to obywatel Karol Gialbas”.