Treści artykułów zasadniczo były takie same, różniły się tylko tytułami. „Gazeta Zielonogórska” informowała:
„Proces szpiegów wywiadu angielskiego. Słuchanie «szczekaczek» zaprowadziło ich do zdrady ojczyzny i na ławę oskarżonych”.
„Dziennik Bałtycki” czy „Echo Krakowskie”:
„Surowe kary dla szpiegów wywiadu angielskiego”
„Życie Warszawy”:
„Agenci siatki wywiadu angielskiego skazani przez Sąd Wojskowy w Warszawie”.
Wyrok, który zapadł 27 grudnia 1955 roku, skazywał na karę śmierci dwóch członków grupy, o której mówiły zacytowane wyżej nagłówki: Antoniego i Ignacego Nadolnych. Ale cała ta sprawa ta była zaledwie „drobnym” epizodem w toczącej się rywalizacji szpiegowskiej w czasie zimnej wojny.
RF-17/„Robert”…
Początkiem tej wywiadowczej historii było podpisanie w maju 1948 r. dobrowolnej zgody na współpracę z UB przez pochodzącego z Wolsztyna absolwenta Państwowej Szkoły Morskiej i pracownika Polskiej Marynarki Handlowej Jana Milera. Jako agent „RF-17”, a później „Robert”, podczas morskich podroży do Europy zachodniej otrzymał on zadanie nawiązania kontaktu z przedstawicielami „wrogiej” polskiej emigracji. W listopadzie 1950 r. skontaktował się z pracownikiem brytyjskiego ośrodka wywiadowczego w Londynie.
Był nim „Jerzy Ostowski” vel „Kaczmarek”, „Rudolf”, w rzeczywistości Rudolf Plocek, przedwojenny oficer WP, urodzony w Brodach w województwie tarnopolskim w 1905 r. U progu niepodległości działał aktywie w POW we Stanisławowie, po ukończeniu Korpusu Kadetów, rozpoczął służbę wojskową, zostając oficerem kawalerii. W okresie międzywojennym służył w KOP i 22 pułku ułanów. Przed wybuchem II wojny został oddelegowany do pracy w wywiadzie. W czasie wojny przebywał we Francji, a następnie w Wielkiej Brytanii. Po jej zakończeniu pozostał w Londynie i związał się z wywiadem angielskim, prowadząc jak to definiowały komunistyczne służby specjalne „działalność szpiegowską przeciwko krajom demokracji ludowej i ZSRR”.
… przewerbowany
W początkach 1951 r. Miler wykorzystywany był jako jedno z ogniw wywiadowczych, za pomocą którego kontaktowano się z agentami w kraju, obsługiwał skrzynki w kraju, przewoził korespondencję oraz wyposażenie techniczne (m.in. radiostacje). W kwietniu 1951 r. do działań wywiadowczych UB zwerbowała również jego żonę Helenę przydzielając jej kryptonim „Ela”. W tym czasie ośrodek londyński został powiadomiony przez Milera o jego służbie dla polskiej bezpieki. „Ostrowski” polecił mu prowadzić działania wspierające jego struktury i dezinformujące komunistyczne służby. Miler został jako rezydent zobowiązany do zorganizowania na rzecz wywiadu brytyjskiego siatki wywiadowczej. Pierwszą osobą, jaką do niej zwerbował, była jego żona ps. „Cichy” vel „Obrotny”.
Rodzinna siatka
W myśl instrukcji Miler zaczął włączać do swojej grupy agenturalnej krewnych i przyjaciół. W gronie tym w latach 1951-1953 znalazło się kilka osób, w tym czworo rodzeństwa Heleny Miler – Nadolnych. Czwórkę tę stanowili: Stanisław ps. „Powolny” włączony do struktur od lipca 1951 r., Ignacy ps. „Kukułka” – od połowy 1952 r., Antoni – od sierpnia 1952 r. i Maria – od maja 1953 r.
Według danych śledczych pierwszy z rodzeństwa przekazał Janowi Milerowi szereg informacji o ruchu pociągów wojskowych i towarowych na linii Kargowa-Sulechów, o lotnisku wojskowym w Babimoście, kolejny informacje o urządzeniach wojskowych na Helu, szkice obiektów wojskowych i lotnisk na wybrzeżu. Kolejny z braci dostarczył informacje na temat kilkunastu jednostek wojskowych, oraz lotnisk z terenu Dolnego Śląska i Pomorza. Natomiast Maria gromadziła informacje od poszczególnych członków siatki i dostarczała je do mieszkania Milerów.
Byłem patriotą…
W 1992 r. Antoni Nadolny tak zeznawał podczas postępowania sądowego unieważniającego wyrok z 1955 r. na temat swojej działalności:
„Przed wojną byłem w wojsku, byłem patriotą, w czasie wojny siedziałem w niewoli. Z komunizmem się nie zgadzałem, wychowany zostałem w patriotyzmie i dlatego podjąłem się działalności szpiegowskiej. Na rozprawie zarzuty były słuszne, działałem na rzecz polskiego wywiadu w Anglii, wiedziałem to od szwagra, on prowadził wszystko. Działając w wywiadzie kierowałem się względami patriotycznymi i może trochę względy finansowe, choć później nic nie dostawaliśmy. (…) Świadom byłem powagi sprawy i zeznając tak broniłem się pieniędzmi. Chyba nie podjąłbym działalności szpiegowskiej dla Belgii, nawet gdyby mi płacili dużo”.
Siatka działała do kwietnia 1955 r., kiedy to m.in. rodzina Nadolnych trafiła do aresztu. Przez ponad sześć miesięcy poddani byli dochodzeniu. Jak zeznawała po latach Maria Nadolna:
„W śledztwie nie bito mnie, tylko grozili, że zmuszą mnie do mówienia”.
Jej brat Antoni natomiast wspominał:
„W momencie aresztowania byłem żonaty, miałem troje dzieci. Jeśli chodzi o warunki, jakie były w czasie śledztwa, współtowarzysze z celi mówili, że warunki zmieniły się na lepsze po ucieczce Światło, co prawda śledczy próbowali jeszcze swoich sztuczek, nie byłem bity, były stosowane przedłużane śledztwa do późnej nocy”.
Wyrok śmierci i amnestia
Sprawa przeciwko podkomendnym Milera przed Wojskowym Sądem Garnizonowym w Warszawie trwała od 21 do 23 grudnia, wyrok ogłoszony cztery dni później skazywał m.in. Antoniego i Ignacego Nadolnych na karę śmierci. Jedyną możliwością przeżycia dla skazanych było ułaskawienie przez przewodniczącego Prezydium Rady Państwa. Po niespodziewanej śmierci Bolesława Bieruta w marcu 1956 r. wobec oskarżonych zastosowano amnestię. Informację o niej oskarżeni otrzymali 30 kwietnia.
„W celi śmierci przebywałem – wspominał Antoni Nadolny - dokładnie nie pamiętam jak długo, to nie był cały tydzień. (…) Przebywając w celi śmierci, amnestia została mi ogłoszona w czasie, kiedy normalnie byli brani więźniowie na wykonanie kary śmierci. (…) Kiedy wróciłem do celi, wszyscy, jak się później okazało, byli przekonani, że ja już nie wrócę. Wszystkim zrobili taki kawał, to było coś okropnego. Wiem, że inni takie rzeczy przeżywali bardzo ciężko”.
Dalszy ciąg kary odbywał w więzieniach we Wronkach, Sieradzu i Strzelcach Opolskich.
Jan Miler oskarżony wraz z żoną w osobnej sprawie również został skazany na karę śmierci, która nie została wykonana w związku z amnestią. Rudolf Plocek, zmarł 23 kwietnia 1956 r. w Londynie.
***
Opisana historia jest zaledwie drobnym streszczeniem elementem kilkudziesięciu tomów akt wytworzonych przez aparat bezpieczeństwa PRL w trakcie rozpracowania wymienionej grupy. Jej przebieg stanowi zaś doskonałą egzemplifikację wywiadowczej rywalizacji na linii Wschód–Zachód w dobie zimnej wojny.