8 lipca rozpoczął się strajk w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego PZL-Świdnik, który stał się symbolem tamtego lipcowego zrywu robotników.
Założona w 1951 r. Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego w Świdniku (od 1957 r. WSK PZL-Świdnik) przez kilka dziesięcioleci była jedynym producentem śmigłowców w Polsce. W 1980 r. fabryka zatrudniała ok. 9 tys. pracowników. Świdnik, powstały całkowicie od podstaw i rozrastający się równolegle z zakładami (1980 r. ‒ 32 tys. mieszkańców), miał być typowym socjalistycznym miastem zbudowanym przy fabryce. Stało się o tyle inaczej, że już kilka lat po osiedleniu się tam ludzie – na fali odwilży po 1956 r. – upomnieli się o możliwość budowy kościoła. Po kilkunastu latach starań, w 1975 r., udało im się wymóc na władzach zgodę. Zapewne dzięki temu, że prawie 80 proc. czynnej zawodowo ludności miasta pracowało w WSK, wśród mieszkańców wytworzyły się silna więź i poczucie solidarności. Tu tkwią korzenie fenomenu Świdnika jako miasta walki o wolność w czasach Solidarności.
Lipcowy strajk w WSK
W pierwszych dniach lipca 1980 r. kolejna podwyżka cen żywności wywołała pojedyncze strajki w niektórych zakładach pracy w kraju, m.in. w Ursusie, a także w ‒ powiązanym branżowo ze Świdnikiem ‒ WSK Mielec.
Świdnik, powstały całkowicie od podstaw i rozrastający się równolegle z zakładami (1980 r. ‒ 32 tys. mieszkańców), miał być typowym socjalistycznym miastem zbudowanym przy fabryce. Stało się o tyle inaczej, że już kilka lat po osiedleniu się tam ludzie – na fali odwilży po 1956 r. – upomnieli się o możliwość budowy kościoła.
8 lipca 1980 r. wyższe ceny zaczęły obowiązywać także w zakładowej stołówce WSK Świdnik. Spowodowało to tak duże oburzenie wśród pracowników, że po przerwie śniadaniowej nie podjęło pracy kilka wydziałów, a około południa strajk objął już wszystkie działy produkcji. Od razu, na pierwszych spotkaniach wyjaśniających przyczyny protestu, pojawiło się ogromnie wiele uwag, pretensji i zapytań, wykraczających poza kwestię podwyższonych cen. Strajk trwał cztery dni, ponieważ władze nie od razu były skłonne spełnić oczekiwania jego uczestników.
Ważnym elementem protestu były wiece załogi. Zbierała się ona przed biurowcem, w którym urzędował dyrektor naczelny zakładu. Nie był on w stanie nakłonić zgromadzonego tłumu do powrotu do pracy. Nie udało się to też wojewodzie lubelskiemu ani ministrowi przemysłu maszynowego, który przyleciał z Warszawy. Presja kilku tysięcy zdeterminowanych robotników, oczekujących twardo przed budynkiem dyrekcji, była czymś zupełnie nowym dla dygnitarzy PRL, przyzwyczajonych do biernego posłuszeństwa obywateli. Śpiewana wówczas przez tłum pieśń Wyklęty powstań ludu ziemi brzmiała z pewnością zupełnie inaczej niż wykonywana podczas pierwszomajowych pochodów. A Boże, coś Polskę odśpiewane pod murami socjalistycznego zakładu pracy otwierało wręcz nową epokę.
Ważnym elementem protestu były wiece załogi przed biurowcem, w którym urzędował dyrektor naczelny zakładu. Nie był on w stanie nakłonić zgromadzonego tłumu do powrotu do pracy. Nie udało się to też wojewodzie lubelskiemu ani ministrowi przemysłu maszynowego, który przyleciał z Warszawy.
Okazało się, że obietnice podwyżki płac – początkowo zresztą niższe od rozbudzonych oczekiwań – to już za mało dla wzburzonych robotników. Zgłaszanych bolączek, dotyczących spraw pracowniczych, zakładowych, socjalnych, ale także szerzej – miasta, województwa, społeczeństwa i całej Polski – było tak wiele, że same władze zaproponowały ich formalne uporządkowanie w ramach wydziałów, a potem całego zakładu. Tylko na wydziałach narzędziowych zebrano 568 postulatów. Ujawniało to moralne bankructwo komunistycznych rządów „ludowej” Polski, od kilkudziesięciu lat dzierżących dyktatorski monopol władzy, rzekomo w imieniu „ludu pracującego”. Teraz okazywało się, jak skandalicznie zaniedbane, i to na wszystkich poziomach życia społecznego, były sprawy owego ludu. Ostatecznie w WSK ustalono 110 wspólnych postulatów załogi, które stały się przedmiotem dalszych negocjacji. Poczynając od pozornie prozaicznych kwestii tabel płac, stawek, dodatków czy zaszeregowań, horyzont żądań sięgał poprawy zaopatrzenia i warunków bytowych w całym mieście, zmniejszenia dysproporcji w rozwoju między wschodnimi obszarami Polski a resztą kraju czy nawet spraw ustrojowych, jak uniezależnienie rady zakładowej od dyrekcji, zniesienie uprzywilejowania Milicji Obywatelskiej, wojska oraz aparatu partyjnego, wprowadzenie wolnych sobót na stałe czy podawanie rzetelnych informacji w środkach masowego przekazu.
Należy podkreślić gotowość ekipy Edwarda Gierka do podejmowania rozmów ze strajkującymi. Latem 1980 r. zarówno oni, jak i rządzący mieli w pamięci tragiczne skutki wyjścia robotników na ulice w poprzednich latach, spowodowanego tym, że nikt z nimi nie chciał rozmawiać. Kierowano więc do strajkujących delegacje wysokiej rangi.
Gdy w pierwszych dniach września 1980 r. przedstawiciele kilku zakładów pracy Lubelszczyzny wracali z Gdańska z instrukcjami, jak organizować nowe niezależne związki zawodowe, na spotkanie inaugurujące umówili się właśnie w Świdniku.
Trzeba jednocześnie uzmysłowić sobie, że w lipcu 1980 r. władza wciąż czuła się silna i nie na wszystko była skłonna się zgodzić. Nie było najmniejszych szans na forsowanie zbyt daleko idących żądań politycznych. Poza lokalnymi środkami przekazu w Lublinie temat protestów pracowniczych nie pojawił się w mediach. Zresztą nawet słowo „strajk” było jeszcze dla władzy nie do zaakceptowania. Formalnie używano określenia „przerwy w pracy”. To dlatego reprezentację strajkową w WSK Świdnik nazwano Komitetem Postojowym.
Strajk w WSK Świdnik zakończono 11 lipca podpisaniem pierwszego w 1980 r. pisemnego porozumienia między strajkującymi a władzami. Załatwiono w nim większość spraw pracowniczych i socjalnych, w tym podwyżkę płac już od 1 sierpnia. Precedensem była właśnie pisemna forma zakończenia konfliktu. Robotnicy coraz wyraźniej stawali się dla władz PRL równorzędnymi partnerami. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych trzeźwo przestrzegło najwyższe kierownictwo komunistycznego państwa, że pisemne porozumienie ze Świdnika może mieć negatywny wpływ na dalszy rozwój sytuacji strajkowej w zakładach pracy. Wydarzenia następnych tygodnia lipca i sierpnia pokazały, że były to trafne prognozy.
Świdnik – miasto wolności
Strajk w WSK Świdnik stał się sygnałem do przerwania pracy przez załogi w Lublinie i zapoczątkował lipcową falę strajków na Lubelszczyźnie. Od 9 do 25 lipca 1980 r., wzorem Świdnika, zastrajkowało tu ponad 150 zakładów pracy, co przetarło szlaki i przygotowało grunt dla sierpniowych protestów na Wybrzeżu. Prekursorska rola Świdnika w wydarzeniach lipcowych otworzyła nowy rozdział w historii tego miasta jako ważnego ośrodka późniejszej Solidarności i działań opozycyjnych przeciwko systemowi komunistycznemu.
Gdy w pierwszych dniach września 1980 r. przedstawiciele kilku zakładów pracy Lubelszczyzny wracali z Gdańska z instrukcjami, jak organizować nowe niezależne związki zawodowe, na spotkanie inaugurujące umówili się właśnie w Świdniku. W ten sposób 10 września 1980 r. zawiązano w tym mieście Międzyzakładowy Środkowo-Wschodni Komitet Założycielski Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych z siedzibą w Lublinie. Właśnie Świdnik wybrano jako miejsce obrad I Walnego Zebrania Delegatów NSZZ „Solidarność” Regionu Środkowo-Wschodniego, które odbyło się w dwóch turach w kwietniu i maju 1981 r.
W ciągu kilkunastu miesięcy Świdnik stał się drugim (po Lublinie) pod względem aktywności ośrodkiem Solidarności na Lubelszczyźnie. A także jednym z najważniejszych miejsc upamiętnienia lipcowych strajków 1980 r. Rok po buncie, przed biurowcem zakładów, gdzie w czasie lipcowego strajku gromadzili się strajkujący, odsłonięto obelisk, na którym obok sylwetki piastowskiego Orła znalazł się obszerny fragment wiersza Marii Konopnickiej:
„Otwórzcie jasne wrota
Na podmuch życia świeży
Wyroczny klucz żywota
W narodu rękach leży”.
Także rękami robotników Świdnika naród brał swój los i swoją wolność we własne ręce.
Wolności trzeba było bronić i walczyć o nią w czasie stanu wojennego i w następnych latach represji. Rankiem 13 grudnia 1981 r. WSK Świdnik była znowu pierwszym w regionie zakładem pracy, w którym rozpoczęto strajk przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego. Był to w pewnym sensie strajk najważniejszy i najbardziej symboliczny. Tu ujawnił się Regionalny Komitet Strajkowy. W strajkującym zakładzie, w szczytowym momencie, znalazło się ok. 8 tys. osób. Protest spacyfikowano brutalnie w nocy z 15 na 16 grudnia 1981 r. Prawie osiemdziesiąt osób zostało zwolnionych z pracy. Zapadło kilka wyroków pozbawienia wolności (najwyższe: do trzech lat więzienia). Kilku działaczy się ukrywało (najdłużej: do grudnia 1982 r.).
Mimo utrudnień, wynikających z działania w warunkach podziemnych, ukonstytuowała się Komisja Zakładowa WSK Świdnik, która w następnych latach była jedną z najlepiej funkcjonujących konspiracyjnych struktur w regionie. W październiku 1982 r. zdołała ona nawet przeprowadzić tajne wybory związkowe. Szczególnie w początkowym okresie jej głównym zadaniem była pomoc dla represjonowanych i zwolnionych z pracy działaczy związkowych, zwłaszcza po niefortunnym strajku 13 maja 1982 r.
To w środowisku Solidarności Świdnika zrodził się w lutym 1982 r. pomysł wyjścia mieszkańców miasta, całymi rodzinami, na główną ulicę, w porze nadawania wieczornego Dziennika Telewizyjnego. Tak doszło do słynnych spacerów świdnickich, które po kilkunastu dniach podjęli także mieszkańcy Lublina i Puław, a później jeszcze kilku innych miast. Od stycznia 1982 r. podziemna Solidarność WSK Świdnik wydawała własne pismo „Grot”. Do czerwca 1989 r. ukazało się 110 numerów. Największym konspiracyjnym przedsięwzięciem Świdnika było jednak podziemne radio „Solidarność”. Od kwietnia 1983 do sierpnia 1988 r. nadano tu 43 audycje. Początkowo – na falach Polskiego Radia, a od lutego 1984 r. na ścieżce dźwiękowej Programu II TVP. Tak się złożyło, że pierwsza „telewizyjna” audycja radia nałożyła się na transmisję z pogrzebu sowieckiego przywódcy Jurija Andropowa. W maju 1986 r. podziemna Solidarność w Świdniku doprowadziła do poświęcenia – przy wywalczonym przed laty kościele – Dzwonu Wolności, co stało się możliwe dzięki przeprowadzonej zbiórce złomu cyny i miedzi (zebrano ok. 2 ton) oraz środków pieniężnych. Oprócz takich działań jak podziemny druk, kolportaż, akcje ulotkowe, działacze solidarnościowi w Świdniku angażowali się w wiele jawnych przedsięwzięć, jak pielgrzymki ludzi pracy czy wypoczynek dla dzieci związkowców pod hasłem „Wakacje z Bogiem”. Nawet w najtrudniejszych czasach istniał tutaj obszar wolnego społeczeństwa. To wszystko zdecydowało, że można mówić o fenomenie Świdnika jako miasta wolności i solidarności w latach 1980–1989.
Tekst pochodzi z numeru 7-8/2020 „Biuletynu IPN”