Omawiając okres drugiej wojny światowej Bonjour nazwał działalność polskiego posła w Bernie, Aleksandra Ładosia, występującego od maja 1940 r. w roli chargés d’affaires, mianem „wichrzycielskiej”.
Złota karta centrali alarmistycznej
Zupełnie inaczej odniósł się do niej Izaak Lewin, który podczas drugiej wojny światowej brał bezpośredni udział w ratowaniu Żydów, odbierając w Nowym Yorku wszystkie zaszyfrowane wiadomości z Berna. Trafiały one do niego za pośrednictwem Konsula Generalnego RP Sylwina Strakacza. Ocenił on, że
„Sylwin Strakacz w Nowym Yorku oraz poseł polski w Bernie Aleksander Ładoś zapisali sobie złotą kartę w księdze, która notuje dla potomności usiłowania pomocy dla najnieszczęśliwszych wśród ofiar hitleryzmu”.
Dziś pozytywna opinia wyrażona przez I. Lewina, a także wielu badaczy, jest przeważająca dla oceny dokonań A. Ładosia – Berno nazywane jest przez nich „centralą alarmistyczną Holokaustu”, a postać kierownika placówki dyplomatycznej uznawana za kluczową i znaczącą dla powodzenia wszelkich akcji ratunkowych Żydów zagrożonych eksterminacją, dokonywaną przez aparat państwowy III Rzeszy.
Dla powodzenia akcji pomocowo-ratunkowych kluczowe były dwie sprawy – po pierwsze, neutralny charakter Szwajcarii, jakkolwiek ostrożni Szwajcarzy pilnie śledzili poczynania placówki, utrudniając jej działanie.
Szczególnie oddanymi dla sprawy ratowania Żydów osobami, poczynając od pracowników placówki, oprócz A. Ładosia, byli: jego zastępca Stefan Ryniewicz, wicekonsul RP Konstanty Rokicki, a także Chaim Eiss (przedstawiciel ortodoksyjnej partii Aguda Israel) oraz Abraham Silberschein (Światowy Kongres Żydów, Relico). Zajmując znaczące stanowiska, prawdopodobnie wszyscy byli w równym stopniu wtajemniczeni w akcje ratownicze Żydów polskich.
Łącznikiem między organizacjami żydowskimi a placówką był zatrudniony z przerwami od 1940 r. w poselstwie Julius Kühl – pełnił różne funkcje: attaché poselstwa i referenta do spraw uchodźców w poselstwie polskim. Intensywnie działał także w funkcjonującym pod polską egidą Polskim Komitecie Pomocy Ofiarom Wojny, który zajmował się opieką nad około 5 tys. uchodźcami, głównie żydowskimi, którzy uciekli do Szwajcarii z Francji i Belgii.
Tajna radiostacja w państwie neutralnym
Dla powodzenia akcji pomocowo-ratunkowych kluczowe były dwie sprawy – po pierwsze, neutralny charakter Szwajcarii, jakkolwiek ostrożni Szwajcarzy pilnie śledzili poczynania placówki, utrudniając jej działanie. Tłumaczymy to tym, że choć państwo to miało status neutralny, jednak jego zależność od stanowiska III Rzeszy w wielu sprawach była duża, więc jawne antyniemieckie nastawienie Ładosia, które dało o sobie znać od początku jego bytności w Bernie, wzbudzało niezadowolenie szwajcarskich elit politycznych.
Po drugie, ogromne znaczenie miała działająca w budynku Poselstwa RP tajna radiostacja, za sprawą której z okupowanej Polski do Berna na bieżąco od sierpnia 1942 r. docierały zaszyfrowane informacje na temat rzeczywistych rozmiarów masowych mordów na Żydach dokonywanych w Polsce. Aparat i szyfry były własnością polskiego Wywiadu, kierowanego w Bernie od maja 1942 r. przez Szczęsnego Choynackiego.
Nieszablonowe metody akcji ratunkowej
Wiadomości nadawane przez radiostację przekazywano do organizacji żydowskich. W ten sposób do ich przedstawicieli trafiły pierwsze dane o Zagładzie, umożliwiając mobilizację Żydów amerykańskich i podjęcie akcji ratunkowej.
W związku z tragicznymi wieściami od połowy 1942 r. na czoło działań placówki wysunęło się więc ratowanie i pomoc Żydom na okupowanych przez Niemców terenach europejskich, włącznie z Polską. Z czasem 90% funduszy placówki szło na ten cel. Działania wymagały utajnienia i ostrożności, wobec braku życzliwości ze strony Szwajcarów, jak i obecności agentury niemieckiej. Z pewnością można je nazwać nieszablonowymi i pomysłowymi zarazem. Na czym zatem one polegały? W jaki sposób z dalekiej Szwajcarii niesiono pomoc prześladowanym i eksterminowanym Żydom na okupowanych ziemiach polskich?
Ogromne znaczenie miała działająca w budynku Poselstwa RP tajna radiostacja, za sprawą której z okupowanej Polski do Berna na bieżąco od sierpnia 1942 r. docierały zaszyfrowane informacje na temat rzeczywistych rozmiarów masowych mordów na Żydach dokonywanych w Polsce.
Przede wszystkim wysyłano i przemycano do kraju sfabrykowane paszporty państw środkowo- i południowoamerykańskich. Ich pozyskiwanie odbywało się drogą nielegalną, głównie za fundusze pochodzące od środowisk żydowskich. Przekupywano tak konsulów tych państw, jak i świetnie orientujących się w tym procederze urzędników niemieckich.
Współczesne wstępne szacunki wskazują, że wszystkich paszportów wysłano około 8 tys. Dotychczas zweryfikowano 3262 osoby, co stanowi około 30-40% wszystkich posiadaczy paszportów. Największa grupa, która je otrzymała, pochodziła z miast polskiego Zagłębia – np. z Będzina (847), Sosnowca (215) czy Dąbrowy Górniczej (71), a także np. z Warszawy (497). Polscy obywatele stanowili również największą grupę, spośród ogółu ocalonych dzięki tym dokumentom – 317 osób, niemniej zarazem byli grupą, wśród której śmiertelność była największa mimo posiadanych paszportów.
Niektórym wystarczały one do wyjazdu z okupowanych przez Niemców krajów, innym do uznania ich za internowanych cudzoziemców. Legitymowano się głównie paszportami Paragwaju, Salwadoru czy Nikaragui, Hondurasu i Haiti.
Największa polska akcja dyplomatyczna
Na początku 1944 r. okazało się, że paszporty nie mogą stanowić już ochrony, szczególnie gdy chodziło o obywateli polskich.
Wysyłano i przemycano do kraju sfabrykowane paszporty państw środkowo- i południowoamerykańskich. Ich pozyskiwanie odbywało się drogą nielegalną, głównie za fundusze pochodzące od środowisk żydowskich. Przekupywano tak konsulów tych państw, jak i świetnie orientujących się w tym procederze urzędników niemieckich.
Niemcy bowiem przystąpili do ich weryfikacji, co oznaczało niechybną śmierć w obozie zagłady. W związku z tym z inicjatywy A. Ładosia szef polskiego MSZ podjął akcję zmierzająca do wymuszenia na państwach Ameryki Łacińskiej potwierdzenia ważności paszportów celem ratowania życia ich posiadaczom.
Akcja przerodziła się w największą polską akcję dyplomatyczną, która zaktywizowała wiele środowisk politycznych na świecie. W tej sprawie działali m.in.: Kazimierz Papeé – ambasador przy stolicy Apostolskiej, posłowie Mieczysław Chałupczyński w Bogocie i Mirosław Arciszewski w Buenos Aires, Aleksy Wdziękoński – konsul generalny w Jerozolimie i Wacław Dobrzyński – konsul honorowy oraz Józef Potocki jako chargé d’affaires w Madrycie.
Lista zasług berneńskiej placówki jest o wiele dłuższa i nie dotyczy tylko kwestii paszportów latynoamerykańskich. Niewątpliwie jej działania, wespół z żydowskimi organizacjami, stanowią o fenomenie polsko-żydowskiej współpracy w czasie drugiej wojny światowej, tym większym, że powstałym na tle obojętności Europy Zachodniej na Zagładę Żydów.