Utworzony 25 września 1939 r. Oflag VII A pod względem liczebności jeńców był jednym z największych, przewyższał go jedynie Oflag II C Woldenberg. Ponad 5 tys. osób przetrzymywanych było w budynkach koszarowych na powierzchni 7,7 ha. Obóz swoją liczebnością górował zdecydowanie nad położonym w pobliżu miasteczkiem Murnau, które liczyło około 4 tys. mieszkańców.
Malowniczy krajobraz, nieprzyjazny klimat
Ironią losu dla zamkniętych za drutami żołnierzy było to, że przebywali w bardzo malowniczym i jak dziś byśmy to określili, atrakcyjnym turystycznie miejscu: położonym przy autostradzie Monachium-Innsbruck, w odległości zaledwie 25 km od Garmisch-Partenkirschen (gdzie w 1936 r. odbyły się IV Zimowe Igrzyska Olimpijskie), otoczonym trzema jeziorami, z widokiem na najwyższy szczyt Niemiec Zugspitze (2962 m n.p.m.).
Jeńcom doskwierała jednak deszczowa i zmienna pogoda położonego w pobliżu Alp miejsca. Konsekwencją specyficznego klimatu były częste zachorowania na zapalenie płuc i grypę. Wpływ na choroby miały także osłabione i źle odżywione organizmy jeńców oraz niedostateczne ogrzewanie pomieszczeń mieszkalnych. Temperatura w pokojach oscylowała między 7 a 13 stopniami Celsjusza. Mimo to warunki pobytu w Murnau były lepsze od tych, jakie mieli oficerowie w innych oflagach i pozostali polscy jeńcy w stalagach. Działo się tak dlatego, że Oflag VII A był obozem wzorcowym – „Musterlager”. Niemcy chwalili się nim i pokazywali go wizytującym obozy jenieckie przedstawicielom Międzynarodowego Czerwonego Krzyża.
Przyzwoite standardy, zabójcza beznadzieja
Niemieckimi komendantami obozu byli zwykle starsi wiekiem oficerowie, w stopniu od pułkownika do generała. Straż obozu stanowił batalion strzelców krajowych. Jeńcy mieli swoich przedstawicieli. Występowali oni w roli łącznika między niemiecką administracją a mieszkańcami obozu. Funkcję najstarszego obozu pełnili kolejno gen. dyw. Tadeusz Piskor, gen. bryg. Antoni Szylling, płk Józef Korycki, gen. dyw. Juliusz Rómmel. Głównym mężem zaufania obozu był przez cały czas niewoli płk J. Korycki.
Za drutami najgorsza była monotonia codzienności i brak perspektyw na przyszłość. Każdy kolejny dzień wyglądał tak samo, nawet niedziela nie różniła się zasadniczo. O 6 rano pobudkę oznajmiał grą na kornecie ppor. Zdzisław Lichter-Światłowski. Podobnie ogłaszał capstrzyk o 21.00. Po porannej toalecie spożywano śniadanie – zwykle była to gorąca woda, nazywana w obozie kawą lub ziółkami. O 9.00 odbywał się obowiązkowy apel. Między 12 a 13.00 wydawano jednodaniowy obiad. Czas między apelem a obiadem zapełniano odczytami i wykładami oraz samokształceniem. Bardzo popularna była nauka języków, często wybierano niemiecki. Po południu spotykano się towarzysko, m.in. w kawiarence „Pod Cebulką”. Między 17 a 18.00 spożywano kolację – gorący płyn i codzienny przydział chleba wraz z dodatkami (margaryną i marmoladą). Jak łatwo zauważyć, wieczorny przydział jedzenia musiał wystarczyć również na śniadanie dnia następnego.
Obozowy żołd, chlebowe matki
Jeńcy otrzymywali wprawdzie żołd w tzw. lagermarkach, przeznaczonych do obrotu jedynie wewnątrz obozu, jednak prawie niemożliwe było dokupienie sobie żywności, ponieważ pojawiała się ona sporadycznie. Z otrzymanego uposażenia (podporucznik otrzymywał 72 lagermarki, a generał dywizji 210) można było raz w miesiącu przekazać dowolną kwotę rodzinie w kraju. Przeliczana ona była w stosunku 2 złote za 1 lagermarkę.
Trudne warunki życia w niewoli wywoływały częste stany napięcia psychicznego jeńców, prowadzące w skrajnych przypadkach do głębokiej depresji, zwanej „chorobą drutów”. Istotne piętno na samopoczuciu jeńców wywierał brak kontaktu z rodzinami. Nie zapełniała tego braku rzadka i poddana cenzurze wymiana korespondencji.
Zamkniętym w obozach jeńcom starały się pomóc, oprócz MCK i Polskiego Czerwonego Krzyża, również organizacje podziemne w okupowanym kraju, Kościół, Rząd Emigracyjny, rodziny jeńców i „matki chrzestne” nazywane również „matkami chlebowymi”. Były to osoby przesyłające paczki zupełnie obcym żołnierzom. Dobra w nich zawarte rozdzielano między potrzebujących.
Obozowy teatr, obozowe getto
Szansę na przerwanie monotonii życia za drutami stanowił obozowy teatr. Angażujący się w to przedsięwzięcie jeńcy przygotowywali przedstawienia według utworów Aleksandra Fredry, Bernarda Shawa, Williama Shakespeare’a, Stefana Żeromskiego. Udało się nawet zakupić ze wspólnych składek aparat filmowy, na którym wyświetlano nieme obrazy kinowe. Starano się uprawiać sport, zorganizowano bibliotekę, funkcjonowały kasy zapomogowe, a nawet stronnictwa polityczne. Szarą codzienność urozmaicały obchodzone uroczyście święta 3 Maja i 11 Listopada. W lipcu 1943 r. odbyła się msza żałobna po tragicznej śmierci Naczelnego Wodza gen. dyw. Władysława Sikorskiego. Rokrocznie odprawiano również nabożeństwa w rocznicę śmierci marszałka Józefa Piłsudskiego.
Komendant obozu utworzył w oflagu getto, w którym izolowano około stu oficerów pochodzenia żydowskiego. Zarządzeniom niemieckich władz starano się przeciwstawiać, nie tylko organizując wzajemną pomoc (także przeniesionym do getta), ale przede wszystkim ruch oporu. Na czele konspiracji stał gen. bryg. Zygmunt Podhorski.
Wśród wielu jeńców Oflagu VII A warto wymienić Witolda Pileckiego, pisarza Jędrzeja Giertycha, historyka Henryka Paszkiewicza, czy reżysera teatralnego Leona Schillera. Swoje wspomnienia z pobytu w obozie opublikował Stefan Majchrowski (Za drutami Murnau, Warszawa 1970), a historię obozu przedstawiła Danuta Kisielewicz (Niewola w cieniu Alp. Oflag VII A Murnau, Opole 2015). Muzeum w Łambinowicach udostępniło również w formie książki dziennik ppor. Franciszka Brzezińskiego (W Oflagu VII A Murnau, Opole 2014). Niezwykle ciekawa jest mało znana korespondencja ppor. Michała Mędlewskiego (po wojnie pisarza i dziennikarza), wydana przez Towarzystwo Przyjaciół Wyrzyska w 2016 r. Wysyłał on z oflagu do swojej żony Heleny i córeczki Bożenki listy oraz kartki pocztowe. W tej korespondencji zwracają uwagę bajki układane przez będącego w niewoli ojca dla swojego dziecka – niezwykły dokument czasu wojny.