W 2019 r. nakładem Polskiego Towarzystwa Historycznego i Towarzystwa Miłośników Torunia ukazała się książka Eugeniusza Przybyła Toruń okupacyjny wrzesień 1939 – styczeń 1945 w Dzienniku malarza i bibliofila. Z rękopisu Dziennik wydali i znakomicie opracowali Janusz Tondel i Roman Tondel.
Autor i jego dziennik
Autor Dziennika urodził się w 1884 r. w Łodzi. Był absolwentem malarstwa Szkoły (później Akademii) Sztuk Pięknych w Krakowie. Do Torunia przyjechał w 1920 r. i pozostał w nim do śmierci w 1965 r. Po 1945 r. Przybył pracował jako nauczyciel w różnych toruńskich szkołach. Stabilizację zawodową uzyskał po zatrudnieniu na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Na łamach Dziennika odnajdujemy przede wszystkim zapis emocji, obaw i nadziei oraz problemów i dylematów dnia codziennego, które dotyczyły nie tylko dziesiątek tysięcy mieszkańców Torunia, ale setek tysięcy, jeżeli nie milionów Polaków w czasie okupacji, zwłaszcza na ziemiach wcielonych do Rzeszy.
Obok malarstwa drugą jego pasją były książki. Księgozbiór Przybyła przed wojną liczył 6 tys. woluminów, zaś krótko przed śmiercią już 10 tys. Książki ocalały podczas okupacji i trafiły do toruńskiej biblioteki uniwersyteckiej.
Dziennik Przybyła to obszerny (prawie 500 stron) zbiór refleksji i uwag dotyczących życia w okupowanym przez Niemców Toruniu, przez cały okres wojny i okupacji. Pierwszy wpis datowany jest na 1 września 1939 roku, a ostatni – na 1 lutego roku 1945, czyli na moment wkroczenia do miasta Armii Czerwonej. Podstawą wydania było 46 zeszytów o objętości od 60 do 150 stron, przechowywanych przez córkę malarza. Publikacja to wybór, który eksponuje w największym stopniu refleksje autora na temat życia codziennego w okupowanym mieście.
Na łamach Dziennika odnajdujemy przede wszystkim zapis emocji, obaw i nadziei oraz problemów i dylematów dnia codziennego, które dotyczyły nie tylko dziesiątek tysięcy mieszkańców Torunia, ale setek tysięcy, jeżeli nie milionów Polaków w czasie okupacji, zwłaszcza na ziemiach wcielonych do Rzeszy. W innych typach źródeł są to z reguły zagadnienia nieuchwytne. Faktografia obecna w Dzienniku, świetnie skorygowana i uzupełniona przez wydawców opracowania, jest już znana historykom. Jednak zapis emocji i myśli w kolejnych miesiącach i latach okupacji jest czymś unikalnym. Jest to o tyle istotne, że opisując historię II wojny światowej (i w ogóle przeszłość) z reguły skupiamy się na ekstremach: zbrodniach, deportacjach, walce zbrojnej, historii gett i obozów, tymczasem „zwykłe” życie większości obywateli (holocaust, czyli ludobójstwo całkowite jest tu wyjątkiem) pozostaje w cieniu tych wydarzeń.
Zapis lęku i niepewności
Najważniejszą emocją, która determinowała życie Przybyła (i setek tysięcy Polaków na Pomorzu) był strach, niepewność jutra i całkowity brak bezpieczeństwa – elementarnej potrzeby każdego człowiek, ciągle zadawanie sobie pytanie: „Co będzie ze mną jutro”. W pierwszych miesiącach okupacji dominował przede wszystkim strach przed eksterminacją fizyczną. Setki mieszkańców Torunia były zatrzymywane podczas łapanek i kierowane do obozu w Forcie VII (głównie przedstawiciele toruńskiej inteligencji, do której Przybył się niewątpliwie zaliczał), skąd co najmniej 298 spośród nich przewieziono do lasów pobliskiej Barbarki i tam rozstrzelano. Co ciekawe, Przybył łapanki na ulicach z października 1939 r. nazywa „brankami” używając terminologii z powstania styczniowego. Działania te były częścią niemieckiej polityki wymierzonej w polską ludność cywilną i właśnie na terenie przedwojennego województwa pomorskiego, którego Toruń był stolicą, skala eksterminacji jesienią 1939 r. była największa.
Obawa przed fizyczną eksterminacją pod koniec 1939 r. ustąpiła wraz z zakończeniem rozstrzeliwań w Barbarce i na całym Pomorzu. Drugim natomiast lękiem, który będzie stale towarzyszył malarzowi i nie opuści go już do zakończenia okupacji, był strach przed wysiedleniem. „Rugi” to miecz Damoklesa, który stale wisiał nad malarzem, na szczęście dla jego i jego dzienników nie spadł na jego głowę.
W świecie niemieckiego nieładu
Życie Przybyła każdego dnia pod okupacją niemiecką wypełniała troska o zaspokojenie elementarnych potrzeb bytowych, kupna ciepłych ubrań, zorganizowanie opału na zimę, kupno pożywienia. Równie dokuczliwy co brak chleba był dla Przybyła brak informacji o sytuacji w okupowanej Polsce, Europie. Okupacja przyniosła zamorzenie życia społecznego i towarzyskiego. Jednak to, co najbardziej doskwierało Przybyłowi, to brak znajomych ludzi na ulicach Torunia i postępująca w szybkim tempie germanizacja przestrzeni publicznej w mieście: nowe nazwy ulic i placów, nowe szyldy, nowi właściciele sklepów, nowi ludzie, Polacy stający się Niemcami oraz całkowity brak polskiej mowy na ulicach miasta. A polskiej mowy Przybył potrzebował jak powietrza, bez niej się dusił. Z jednej strony Dziennik to zapis zwątpienia, beznadziei, apatii, zastanawiania się czy doczeka się kolejnych świąt Bożego Narodzenie. Z drugiej to ciągle iskrząca się nadzieja.
Często na kartach dziennika pojawi się termin Ordnung, który jest synonimem niemieckiej okupacji. Autor świadomie nawiązuje do stereotypu „niemieckiego porządku” jako symbolu skuteczności, gospodarności, racjonalności, dobrego zarządzania. Pokazuje, że niemiecki Ordnung w czasie okupacji niewiele miał z nim wspólnego.
Mimo blokady informacyjnej Przybył już w 1943 r. wiedział, kto był sprawcą zbrodni katyńskiej i nie miał większych złudzeń co do Związku Sowieckiego. Znał obu naszych „przyjaciół”, tego z „lewa i tego z prawa”. Pisał aby „nie dawać się ani Niemcom, ani bolszewikom". 18 kwietnia 1943 r. zanotował:
„Wiemy, że nasi sąsiedzi z lewej strony są mordercami, wiemy, że nasi sąsiedzi z prawej strony są takimi samymi mordercami”.
Dziennik Przybyła to ciekawa i inspirująca lektura, która ma szansę wejść do kanonu polskiego piśmiennictwa historycznego czasu II wojny światowej podobnie jak prace Zygmunta Klukowskiego, Ludwika Landau czy Zofii Nałkowskiej.