W Busku-Zdroju 1 września 1939 r. rozpoczął się przejmującym wyciem syren ostrzegających mieszkańców miasta przed nalotem niemieckiego lotnictwa. Na uzdrowiskową część miasteczka spadły pierwsze bomby. Jedna z nich zniszczyła sanatorium Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Dr Szymon Starkiewicz, wieloletni dyrektora Sanatorium Dziecięcego „Górka”, wspominał:
„(…) Gdyśmy tak przybiegli, zobaczyliśmy przed gmachem ogromną wyrwę, pełną szkła z rozbitych szyb, a na progu zarządzającą kuchni z roztrzaskaną głową. Byliśmy wstrząśnięci, gdyż przed godziną omawialiśmy ewentualność przeniesienia tam części dzieci z Górki, na której jak nam się wydawało, nie było zbyt bezpiecznie”.
W wyniku nalotu były osoby ranne oraz zabite. Do akcji ratunkowej przystąpiły między innymi harcerki z drużyny imienia Emilii Plater z drużynową Basią Liberą na czele.
Czekając na nadejście wroga
3 września 1939 r. na buskim cmentarzu zgromadził się tłum oczekujący wiadomości dotyczących sytuacji wojennej w Polsce. Proboszcz – Antoni Otrębski – poinformował mieszkańców Buska-Zdroju o bombardowaniu miast oraz o zbrodniach Wehrmachtu popełnianych na osobach cywilnych.
Władze miasta zarządziły ostre pogotowie czynnej i biernej obrony przeciwlotniczej. Miejscową ludność wezwano do kopania rowów przeciwlotniczych i zabezpieczania okien przed wypadaniem szyb. Mieszkańcy Buska-Zdroju wykupywali ze sklepów naftę, cukier i sól. Ze względu na fakt, że młyny zaprzestały działalności, brakowało chleba i mąki. Odczuwalny był również brak masła.
4 września 1939 r. władze powiatowe wraz z częścią podległych im urzędników opuściły Busko-Zdrój. Z miasteczka wyjechała również dyrekcja Uzdrowiska i jego personel. Powyższe wydarzenia miały znaczący wpływ na pogorszenie nastrojów wśród ludności. Czesław Dymko wspominał po wojnie:
„(…) Jeżeli już po kilku dniach urzędnicy z Buska położonego w środku kraju zostali ewakuowani, a wraz z nimi mój ojciec /Bronisław Dymko – policjant/ to sprawa stała się na pewno bardzo poważna”.
W następnych dniach września 1939 r. w Busku-Zdroju narastała atmosfera paniki i chaosu. 9 września 1939 r. w pobliskiej Broninie rozegrała się największa bitwa na terenie ówczesnego powiatu stopnickiego. Do Sanatorium Dziecięcego „Górka” w Busku-Zdroju zwożono rannych cywilów oraz żołnierzy Wojska Polskiego, których lokowano w pawilonach kolonii sezonowej. Opiekę nad nimi sprawowały m.in. harcerki z drużyny imienia Emilii Plater: Barbara Libera, Danuta Siwecka, Irena Siwczyńska oraz Danuta Teretuta. Z powodu ran odniesionych w walce pod Broniną w szpitalu tym zmarli: Stanisław Boczar, Stefan Lehman, Antoni Winnicki, Czesław Mizgajski, Józef Leski, Antoni Zawała, Franciszek Hreczko, Tymotka Janeczko, Władysław Debich, Emil Muthwil oraz Ludwik Bryłko.
Kolbami w drzwi załomocą
Do uzdrowiska Niemcy wkroczyli 9 września 1939 r. Na terenie Buska-Zdroju nie doszło do większych walk. Po wkroczeniu do miasteczka, Niemcy strzelali z samochodów pancernych w okna domów. Halina Wielowiejska wspominała pierwsze spotkanie z Niemcami:
„(…) Tegoż dnia późnym popołudniem przyszedł do nas polski żołnierz i poprosił o cywilne ubranie. (…) Żołnierz zapytał jeszcze, czy może przenocować. Oczywiście, przytaknęłam i zaprowadziłam go do stodoły. Rano już go nie było. Do domu zaś wpadło 5 żołnierzy niemieckich. Trzech z nich skierowało na mnie swoje gotowe do strzału karabiny. Zachowali się tak, jakbym ja, 13-letnia mała i szczupła dziewczyna była dla nich ogromnym zagrożeniem”.
Jedną z pierwszych styczności z Niemcami miała również rodzina Jasionków. Zaraz po wkroczeniu żołnierzy Wehrmachtu do Buska-Zdroju, przed ich domem zatrzymał się samochód niemiecki. Niemcy chcąc się umyć przy studni, zażądali dostarczenia im mydła. Krystyna Jasionek odmówiła, mówiąc, by szorowali ręce za pomocą piasku. Jej odpowiedź wywołała u nich wściekłość. Jeden z nich wymierzył w nią karabin. Przebywająca u Jasionków właścicielka apteki z Katowic (dane personalne nie ustalone) stanęła w obronie dziewczyny, zwracając się do Niemców płynną niemczyzną: „to młoda i jeszcze głupia dziewczyna, nie wie co mówi, niech ją pan zostawi”. Dzięki jej interwencji, nastolatkę pozostawiono w spokoju.
Iskra oporu
Powszechnym zjawiskiem towarzyszącym przemarszowi wojsk niemieckich było masowe terroryzowanie mieszkańców i łamanie oporu ludności poprzez zabieranie zakładników, których los miał być zabezpieczeniem poczynań okupanta. W jednym z narożnych budynków przy ul. Pińczowskiej (obecnie ul. Bohaterów Warszawy) w strzelaninę z Niemcami 7 września 1939 r. wdał się żołnierz Wojska Polskiego – 33-letni Władysław Ciapała pochodzący z Będzina. Po krótkiej walce poległ. Niemieccy żołnierze w ramach odwetu opanowali domy zlokalizowane przy ul. Pińczowskiej. Wszystkich mieszkańców wypędzono i ustawiono z podniesionymi do góry rękami nad dołem. Wycelowano w nich również karabiny maszynowe. Następnie Niemcy przeszukiwali okoliczne domy, zapewne w celu znalezienia żołnierzy Wojska Polskiego. Po pewnym czasie zwolniono kobiety wraz z dziećmi, mężczyzn zaś zostawiono jako zakładników. Ciało Ciapały 11 września 1939 r. przewieziono furmanką na cmentarz parafialny w Busku-Zdroju, gdzie pochowano go obok innych żołnierzy poległych we wrześniu w 1939 r. w okolicach miasteczka.
We wrześniu 1939 r. Niemcy dokonywali również licznych zbrodni na żołnierzach Wojska Polskiego. Na pograniczu Buska-Zdroju i Łagiewnik, na tzw. Zimnych Wodach, 8 września 1939 r. niemiecki samolot rozpoznawczy typu „Storch” otworzył ogień do kawalerzysty. Został on pochowany na cmentarzu parafialnym w Busku-Zdroju 12 września 1939 r. Jego personaliów niestety nie udało się ustalić.