Kraków był poruszony tą śmiercią. W miejscu tragedii zbierały się tłumy, składano kwiaty, palono znicze. Świadek, fotograf Stanisław Markowski wspominał: „
W ludziach była cisza i skupienie, stali w niemym hołdzie”.
Tragedia życia
Walenty Badylak urodził się 21 grudnia 1904 r. w Krakowie, w licznej rodzinie. Był piekarzem, należał do PPS. Ożenił się z Niemką, z którą miał syna Bogusława. W czasie wojny został żołnierzem Armii Krajowej. Tymczasem jego żona podpisała folkslistę, a syna wysłała do Hitlerjugend.
Badylak rozwiódł się w 1946 r., a po odzyskaniu dziecka wyjechał z nim na Ziemie Zachodnie. Prowadził piekarnię w miejscowości Mroziny w powiecie świdnickim, którą w 1950 r. odebrały mu komunistyczne władze.
Był piekarzem, należał do PPS. W czasie wojny został żołnierzem Armii Krajowej.
Życie mężczyzny okazało się pasmem trosk i rozczarowań.
Jego syn, Bogusław, został członkiem PZPR, a w grudniu 1953 r. podjął pracę w Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Gliwicach. Od 1957 r. do września 1970 r. był funkcjonariuszem Służby Bezpieczeństwa w Komendzie Miejskiej MO w Gliwicach.
Po wojnie Walenty Badylak ożenił się z Ireną Sławikowską. Jej pierwszy mąż, kapitan pułku artylerii we Włodzimierzu Wołyńskim, wiosną 1940 r. został zastrzelony przez NKWD w Katyniu. Irena Słowikowska podtrzymywała pamięć o pierwszym mężu. Od niej Badylak dowiedział się o Zbrodni Katyńskiej.
W połowie lat 50. Badylakowie przenieśli się do Krakowa. Mieszkali w kamienicy przy ul. Kremerowskiej.
Po wojnie ożenił się z Ireną Sławikowską. To od niej dowiedział się o Zbrodni Katyńskiej - jej pierwszy mąż został zastrzelony przez NKWD w Katyniu.
Do emerytury, na którą przeszedł w 1970 r., Badylak pracował jako księgowy w różnych instytucjach.
W połowie lat 70. dotknęły go kolejne tragedie. W wypadku samochodowym zginął syn jego żony.
Po jego pogrzebie, w sierpniu 1975 r., Irena Badylak popełniła samobójstwo. Od tej pory Walenty mieszkał samotnie. Odwiedzał go jedynie wnuk Wojciech, który kształcił się w seminarium duchownym franciszkanów w Krakowie.
Dramat śmierci
21 marca 1980 r. o godzinie 7.30 Walenty Badylak przywiązał się łańcuchem do pompy na Rynku Głównym w Krakowie. Na twarzy miał maskę, w kieszeni butelki z benzyną. Kiedy się podpalił, przechodnie próbowali go ratować. On krzyczał jednak:
„Nie zbliżajcie się, bo zaraz wybuchnie”.
Na piersiach, na drucie miał zawieszoną miedzianą tabliczkę o wymiarach 15 na 40 centymetrów z wyrytym tekstem:
„Płatni przez katyńskich morderców renegaci wyrzucili 15-letniego jedynaka ze szkoły. Z solidnej piekarni zrobili knajpę. Jedynak rozpił się. W. Badylak”.
Władze próbowały zataić prawdę o tym wydarzeniu. SB rozpowszechniała wiadomości o rzekomej chorobie psychicznej Badylaka.
Następnego dnia taką informację przekazała krakowska prasa. Członkowie rodziny zeznawali jednak, że nie był chory.
Pogrzeb odbył się 25 marca 1980 r. na cmentarzu Batowickim w ścisłej tajemnicy i pod kontrolą SB. Obecny był tylko syn Bogusław z żoną.
Dramat przetrwał w ludzkiej pamięci. Dziesięć lat później na krakowskim Rynku odsłonięto pamiątkową tablicę.
Walentego Badylaka pochowano jako NN. Dopiero po roku na grobie umieszczono tabliczkę z nazwiskiem.
Dramat z 21 marca 1980 r. przetrwał w ludzkiej pamięci.
W marcu 1990 r. przy studzience na Rynku odsłonięto skromną tablicę poświęconą Walentemu Badylakowi. Przeczytamy na niej:
„Nie mógł żyć w kłamstwie. Wolał umrzeć za prawdę”.