Między Lwowem a Krakowem
W kontrwywiadzie Związku Walki Zbrojnej Rachwałowa była znana pod pseudonimami „Herbert”, „Herburta” i „Ryś”. Była jedną z najdzielniejszych, najbardziej wytrwałych i niezłomnych postaci w krakowskiej konspiracji – wojennej i powojennej.
Urodziła się w 1906 r. na polskich Kresach – w województwie lwowskim. Uczyła się w Wiedniu, gdzie spędziła niemal całą I wojnę światową, i we Lwowie. Skończyła znane lwowskie Gimnazjum Sióstr Urszulanek. Już w wolnej Polsce, w 1923 r., w osiemnastej wiośnie życia wyszła za oficera Wojska Polskiego Zygmunta Rachwała. W dwudziestoleciu międzywojennym mieszkali najpierw we Lwowie, a po demobilizacji męża i jego przejściu do służby w Policji Państwowej często się przenosili: pod Rzeszów, do Łodzi, Katowic, Krakowa, Myślenic i z powrotem do Krakowa.
W przededniu wybuchu wojny dotarła z córkami do Lwowa, gdzie nieco ponad dwa tygodnie później została wraz z mężem aresztowana przez Sowietów. Zdołała przekupić strażnika i wydostać się z więzienia, wkrótce potem zaś, po otwarciu granicy niemiecko-sowieckiej, powróciła z córkami do Krakowa.
Tu w 1935 r. zamieszkali w domu, w którym zamierzali osiąść na stałe, wychowując dwie córki – Krystynę i Annę. Latem 1939 r. Stanisława z dziewczynkami, mającymi wówczas piętnaście i dwanaście lat, wypoczywała w Gródku Jagiellońskim. W przededniu wybuchu wojny dotarła z córkami do Lwowa, gdzie nieco ponad dwa tygodnie później została wraz z mężem aresztowana przez Sowietów. Zdołała przekupić strażnika i wydostać się z więzienia, wkrótce potem zaś, po otwarciu granicy niemiecko-sowieckiej, powróciła z córkami do Krakowa. Nie miała pojęcia, co się dzieje z jej mężem. Dopiero długo po wojnie dowiedziała się, że został zesłany w głąb Sowietów, a po zawarciu układu Sikorski-Majski trafił do armii gen. Władysława Andersa. Zmarł na gruźlicę w Palestynie w 1943 r.
Złożyła przysięgę w Związku Walki Zbrojnej i szybko stała się ważnym ogniwem w pionie kontrwywiadu Okręgu Kraków. Zbierała informacje z terenu miasta, z pewnością też służyła wsparciem oficerom ZWZ przybywającym do Krakowa z innych miejscowości.
Stanisława po powrocie do Krakowa nie pozostała bierna. Reprezentowała bowiem pokolenie urodzone w zaborczej niewoli, które zdołało poznać smak niepodległości i nie potrafiło pogodzić się z jej utratą. Była osobą niezwykle dynamiczną, o dużych zdolnościach interpersonalnych, znała świetnie język niemiecki. Miała 33 lata i dwie nieletnie córki, które w trudnych okupacyjnych warunkach wychowywała sama. Mimo to złożyła przysięgę w Związku Walki Zbrojnej i szybko stała się ważnym ogniwem w pionie kontrwywiadu Okręgu Kraków. Zbierała informacje z terenu miasta, z pewnością też służyła wsparciem oficerom ZWZ przybywającym do Krakowa z innych miejscowości. Wiosną 1941 r. została pierwszy raz aresztowana przez gestapo. Wpadła po ujęciu Aleksandra Bugajskiego „Halnego”, szefa Związku Odwetu Okręgu Krakowskiego ZWZ. Udało jej się jednak uniknąć represji; konsekwentnie trzymała się wersji, że z Bugajskim łączyły ją tylko relacje prywatne. Z końcem maja została wykupiona z więzienia i powróciła do pracy w kontrwywiadzie. Kolejny raz ujęto ją w 1942 r. w związku ze sprawą kpt. Józefa Wraubka – szefa bezpieczeństwa konspiracyjnej Dywizji Podhalańskiej. Już po wojnie zeznawała:
„Przeszłam bardzo ostre i nieludzkie śledztwo, gdyż byłam bita, rozbierana do naga, kopano mnie po głowie i twarzy i straciłam wówczas dziewięć zębów.”
W przedsionku piekła
Po trudnym śledztwie została wysłana do niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz.
W Auschwitz była więziona aż do ewakuacji 18 stycznia 1945 r. Następnie osadzono ją w KL Ravensbrück i jego podobozie – KL Neustadt-Glewe nad Łabą. Stamtąd została wyzwolona przez aliantów 2 maja 1945 r.
Dla Niemców na kolejne lata stała się po prostu numerem 26281.
Rachwałowa była osobą o wyjątkowym harcie ducha, nie miała zwyczaju narzekać ani się skarżyć. Po wojnie jednak, zeznając na temat niemieckich zbrodni, opowiadała nieco o codzienności w obozie. Mówiła m.in. o Marii Mandl, komendantce obozu kobiecego w Auschwitz II (Birkenau):
„Siła jej uderzenia była okrutna: jednym uderzeniem pięści wybijała szczękę, a jej specjalnością było kopanie w podbrzusze tak kobiet jak i mężczyzn”.
Wspominała także, jak więźniarkom udało się raz zdobyć ziemniaki i kapustę:
„Razem z Zosią Bratro za sauną gotowałyśmy zupę, gdy Mandl zjawiła się przed nami i zaczęła nas bić, kopać i pasem, który zdjęła, biła po głowie, oczach jak furia, jak uosobienie zła, ale zupa się nie wylała! Mandl poleciała jak szalona do innych «kucharek», które uciekały i znikały za sauną, a my obie tę nieugotowaną zupę zjadłyśmy szybko, parząc sobie usta”.
W obozie Rachwałowa była wykorzystywana do rozmaitych prac.
„Początkowo pracowałam w różnych komandach: w polu, przy burzeniu domów, w Scheisskommando [grupie sprzątającej ludzkie odchody] i Unterkunfcie [magazynie]. W marcu 1943 r. zachorowałam na tyfus plamisty i leżałam na rewirze”
– wspominała swe pierwsze miesiące w obozie.
Udało jej się przeżyć epidemię.
„W kwietniu zgłosiłam się do biura, ponieważ szukano więźniarek znających obce języki. Ja znałam j[ęzyki] niemiecki, francuski i włoski i dlatego przyjęto mnie do pracy w Politische Abteilung-Aufnahme”
– opisywała dalsze swe losy.
Uznała, że uwięzienie w obozie Auschwitz II nie zwalnia jej z przysięgi złożonej w Związku Walki Zbrojnej. Szybko przystąpiła do obozowego ruchu oporu. Ponieważ do jej obowiązków należało zakładanie kartotek rzeczy osobistych złożonych w depozycie, czyli odebranych więźniom po przywiezieniu ich do KL Auschwitz, wykorzystała zdobywaną wiedzę, przygotowując raporty dla podziemia.
„Zestawy pisałam na małych bibułkach. Zawierały one datę przybycia transportu, nazwę miejscowości, z której pochodził transport, oraz ilość osób”
– tłumaczyła później. Kontaktowała się także z więźniami obozu męskiego: Henrykiem Porębskim (był jednym z więźniów obozu, którzy ukryli księgi ewidencyjne obozu dla Cyganów, zawierające dane o 21 tys. osób; zakopane w ziemi, zostały już po wojnie wydobyte i opublikowane w 1993 r.), któremu przekazywała informacje polityczne, oraz Henrykiem Bartosiewiczem, któremu z kolei dostarczała wiadomości o charakterze wojskowym. Informacje zdobywała w rozmaity sposób:
„Często w biurze podsłuchiwałam rozmowy SS-manów, poza tym nasz szef Włodzimierz Bilan przynosił gazety niemieckie i mnie prosił, abym je przeglądała, a potem referowała mu najważniejsze wydarzenia. Ponieważ byłam żoną oficera i obracałam się w kręgu spraw wojskowych, potrafiłam wyłuskać ważne informacje, które były przydatne dla naszej organizacji”.
To wszystko robiła, mając świadomość, że poza obozowym życiem, wybitym sinym piętnem na przedramieniu jest inny świat, w którym bez opieki i pomocy pozostały jej nastoletnie córki. Bez wieści o ojcu, bez wieści o matce, skazane wyłącznie na siebie…
W Auschwitz Rachwałowa była więziona aż do ewakuacji 18 stycznia 1945 r. Następnie osadzono ją w KL Ravensbrück i jego podobozie – KL Neustadt-Glewe nad Łabą. Stamtąd została wyzwolona przez aliantów 2 maja 1945 r. Trzy tygodnie spędziła w brytyjskim szpitalu wojskowym, z którego wypisano ją z chwilą wycofania się wojsk alianckich za Łabę. Wtedy wyruszyła do Krakowa, do córek dotarła pod koniec maja.
Kraj bez wolności
Polska, choć powróciła na mapę, nie była krajem, o który walczyła Rachwałowa. Rzeczpospolita nadal czekała na wyzwolenie, zdominowana przez sowieckich namiestników. Rachwałowa krótko cieszyła się rodzinnym życiem, już bowiem z końcem czerwca dotarł do niej Edward Bzymek-Strzałkowski „Grudzień”, szef Brygad Wywiadowczych Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj. Rachwałowa przyjęła pseudonim „Zygmunt” i wróciła do pracy w podziemiu – najpierw w wywiadzie DSZ, a wkrótce potem w Zrzeszeniu „Wolność i Niezawisłość”. Jej zadaniem było zbieranie informacji z dziedziny gospodarczej, politycznej i wojskowej. Pozyskiwała dane dotyczące wyżywienia, kontyngentów, zbiorów, cen artykułów żywnościowych, inwentarza żywego, jak również liczby transportów i sposobów wywożenia żywności do Związku Sowieckiego.
Zbudowała sprawną sieć informacyjną, dzięki której gromadziła dane osobowe i sporządzała charakterystyki aktywnych członków partii komunistycznej, urzędników państwowych, funkcjonariuszy UB i MO oraz oficerów ludowego Wojska Polskiego. Zbierała także informacje o działaniach UB i MO, o aresztowaniach realizowanych przez te służby oraz wszelkie dane dotyczące ich struktury i nastrojów panujących wśród funkcjonariuszy. Zbierane przez nią informacje były dołączane do innych meldunków i opracowywane w Biurze Studiów BW.
Tworzono z nich następnie miesięczne raporty, wykorzystywane przez dowództwo WiN w kraju i wysyłane do ośrodków emigracyjnych w Wielkiej Brytanii i Delegatury Zagranicznej WiN.
Wkrótce potem Rachwałowa została przez Bzymka-Strzałkowskiego przekazana pod kierownictwo Pawła Wieczorka-Lewandowskiego „Wiktora”, „Dara”, kierownika kontrwywiadu Brygad Wywiadowczych, który od tego czasu nadzorował jej pracę. Poza nim Rachwałowa utrzymywała w następnych miesiącach kontakty także z innymi osobami z II Zarządu Głównego WiN: Eugeniuszem Ralskim „Białym”, zastępcą szefa BW, jednocześnie osobą odpowiedzialną za wywiad gospodarczy, i Janem Kotem „Januszem”, kierownikiem Biura Studiów BW, zarządzającym wywiadem politycznym.
Gdy w styczniu 1946 r. Bzymek-Strzałkowski polecił Wieczorkowi-Lewandowskiemu zorganizowanie sieci wywiadowczej na Pomorzu i w Polsce centralnej, ten od marca 1946 r. włączył w jej budowę Rachwałową. Była ona łączniczką „Wiktora” z Krakowem i aktywnie uczestniczyła w tworzeniu struktur siatki.
Komunistyczny aparat represji, rozbudowany dzięki sowieckiemu wsparciu, działał już jednak coraz sprawniej, skuteczność osiągając m.in. dzięki powszechnie stosowanym bestialskim metodom śledczym. Od sierpnia do października 1946 r. trwały aresztowania działaczy WiN, związane z rozbiciem przez UB struktur Brygad Wywiadowczych, a następnie aresztowaniem członków II Zarządu Głównego WiN. Ubecy 26 sierpnia założyli kocioł w mieszkaniu Rachwałowej. Ostrzeżona o wsypie – prawdopodobnie przez Wieczorka-Lewandowskiego – ukryła się, a przeczekawszy pierwszą falę aresztowań w Krakowie, wyjechała do Warszawy.
W pierwszych dniach września mieszkała w stolicy u byłej więźniarki Auschwitz Krystyny Żywulskiej. Następnie wyjechała na Pomorze, by uregulować sprawy związane z siecią wywiadowczą budowaną tam wcześniej wraz z Wieczorkiem. Zdekonspirowana i zagrożona aresztowaniem, przekazała ją swemu następcy, a sama szukała możliwości opuszczenia kraju. Miała już przygotowaną drogę przerzutową na Zachód, gdy została rozpoznana na ulicy w Warszawie przez ppłk. Leona Andrzejewskiego – dyrektora gabinetu ministra bezpieczeństwa publicznego, a prywatnie… męża Żywulskiej. Rachwałowa została aresztowana w przeddzień wyjazdu, 30 października 1946 r.
Trzecie śledztwo
Trzeci raz w życiu przeszła ciężkie śledztwo. Tym razem znęcali się nad nią ubecy. Mimo to do końca zachowała godną postawę. Pod „Postanowieniem o pociągnięciu do odpowiedzialności karnej” zamiast podpisu widnieje adnotacja Rachwałowej: „akt oskarżenia niezgodny z prawdą”.
We wrześniu 1947 r. została skazana na karę dożywotniego pozbawienia wolności. Najwyższy Sąd Wojskowy uznał jednak ten wyrok za zbyt łagodny i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia. Kolejny raz Rachwałowa była sądzona 30 grudnia 1947 r. Tym razem skład sądzący – zgodnie z politycznym oczekiwaniem – wydał wyrok śmierci. W jego uzasadnieniu zapisano, że
„przy wymiarze kary wziął Sąd pod uwagę jako okoliczności obciążające: dużą ruchliwość przy zbieraniu informacji stanowiących tajemnicę państwową i wojskową, długi okres prowadzenia działalności przestępnej [sic!] i obrucenie [sic!] jej w proceder, pobieranie za czynności wykonywane wynagrodzenia miesięcznego i metodę, jaką [oskarżona] posługiwała się przy zbieraniu materiału szpiegowskiego”.
Rachwałowa spędziła w celi śmierci więzienia przy ul. Montelupich w Krakowie dwa miesiące, po czym dowiedziała się, że decyzją Bolesława Bieruta zamieniono jej orzeczoną karę śmierci na dożywotnie więzienie. Z Krakowa przeniesiono ją najpierw do Inowrocławia, a później do Fordonu. Wyrok jej nie załamał. Nadal robiła to, co mogła, by „grać postawą” i nie dawać żadnych świadectw uległości wobec reżimu. Władze więzienne pisały o niej:
„zasadniczo jest ujemnie ustosunkowana do administracji więziennej, jak również jest wrogo ustosunkowana w stosunku do Państwa Ludowego i jej [sic!] rządu”.
Po wyniszczających śledztwach, rujnujących zdrowie latach spędzonych w niemieckich obozach i komunistycznych więzieniach w 1955 r. zapadła na gruźlicę. Chociaż trafiła do Szpitala Więziennego w Grudziądzu, a komisja lekarska stwierdziła, że „dalszy pobyt w więzieniu może spowodować istotne pogorszenie stanu zdrowia”, Wojskowy Sąd Garnizonowy w Krakowie nie zgodził się na udzielenie przerwy w odbywaniu kary.
W celi śmierci więzienia przy ul. Montelupich w Krakowie spędziła dwa miesiące, po czym dowiedziała się, że decyzją Bolesława Bieruta zamieniono jej orzeczoną karę śmierci na dożywotnie więzienie. Z Krakowa przeniesiono ją najpierw do Inowrocławia, a później do Fordonu.
Więzienie opuściła po dziesięciu latach, na fali „odwilży”, w październiku 1956 r. Do śmierci w 1984 r. była inwigilowana przez komunistyczną bezpiekę.
Z perspektywy wielu lat można zadać sobie pytanie, czy nie bardziej dotkliwa od orzeczonego wyroku była świadomość, że na więzienie została skazana za działalność niepodległościową – przez polskich komunistów będących na usługach Moskwy. A może jeszcze dotkliwsze było dla Rachwałowej to, że w murach krakowskiego więzienia przy ul. Montelupich, jak sama wspominała, spotkała Marię Mandl – swoją prześladowczynię z Auschwitz. Komuniści osadzali w więzieniach zarówno niemieckich zbrodniarzy wojennych, jak i polskich bohaterów walczących o niepodległość Ojczyzny.
Tekst pochodzi z numeru 11/2019 „Biuletynu IPN”