Tego dnia miał być głosowany projekt polskiej rezolucji wzywającej do zakazu eksportu broni do Hiszpanii, rządzonej przez faszystowskiego dyktatora Francisco Franco.
ONZ-owska kompromitacja
Polska Ludowa od kilku lat atakowała reżim generalissimusa Franco, zarzucając mu, że doszedł do władzy przy pomocy hitlerowskich Niemiec, którym pomagał podczas II wojny światowej. Ataki polskiej dyplomacji były inspirowane przez Związek Sowiecki i miały poparcie nie tylko wszystkich krajów bloku sowieckiego, ale także delegatów innych państw krytycznie ustosunkowanych do dyktatury Franco.
Katz-Suchy przed rozpoczęciem debaty nad rezolucją był więc dobrej myśli, ale po godzinie mina mu zrzedła. Głos zabrał delegat Wielkiej Brytanii Hector McNeil, znany z elokwencji i sarkastycznego humoru, co czyniło z niego groźnego przeciwnika w każdej debacie politycznej.
Wyszło na jaw, że silniki z Polski miały trafić do Hiszpanii za pośrednictwem szwedzkiej firmy Svedab, która 29 listopada 1948 r. zawarła umowę z polską firmą państwową Polimex. Opiewała ona na dostawę 300, a w perspektywie nawet 500 silników lotniczych.
Ustosunkowując się do wcześniejszych zarzutów delegatów państw komunistycznych, że jego kraj utrzymuje bliskie kontakty z reżimem Franco, ku osłupieniu zebranych i wściekłości Katza-Suchego, oświadczył, że Polska wzywając do zakazu handlu bronią z Hiszpanią, wspina się na szczyty hipokryzji, jako że sama potajemnie dostarcza reżimowi Franco silniki do samolotów wojskowych.
Katz-Suchy próbował ratować sytuację stanowczo zaprzeczając tym oskarżeniom, ale delegacja brytyjska przekonywała, że dysponuje twardymi dowodami, że tak właśnie było. W tej sytuacji wynik głosowania nad polską rezolucją był przesądzony. Za jej przyjęciem głosowało jedynie 6 państw, a za jej odrzuceniem 40. Dyplomacja Polski Ludowej zanotowała bolesną porażkę. Pod względem propagandowym była to już po prostu totalna kompromitacja.
Szwedzki łącznik
Najgorsze jednak było to, że sprawa wcale na tym się nie zakończyła. Zachodnia prasa podjęła temat, słusznie przewidując, że chodzi tu o grubszą aferę. Wkrótce wyszło na jaw, że silniki z Polski miały trafić do Hiszpanii za pośrednictwem szwedzkiej firmy Svedab, która 29 listopada 1948 r. zawarła umowę z polską firmą państwową Polimex. Opiewała ona na dostawę 300, a w perspektywie nawet 500 silników lotniczych. Miały to być silniki Junkers Jumo 211 w wersji J i F, które Polska przejęła z niemieckich fabryk lotniczych na terenach tzw. Ziem Odzyskanych. Hiszpanie zamierzali instalować je w swoich samolotach bombowych, produkowanych na niemieckiej licencji (Heinkel He-111). Svedab zapłacić miał 200 funtów brytyjskich za silnik, a spodziewał się uzyskać od hiszpańskiego Ministerstwa Lotnictwa 830 funtów za sztukę.
Wydawało się, że obie strony robią doskonały interes, Polska Ludowa pozbywała się silników, które nie miały zastosowania w samolotach używanych w naszym kraju, z kolei szwedzka firma mogła liczyć na kokosowy zysk za pośrednictwo w handlu „trefnym” towarem. Faktem, że transakcja pozostawała w sprzeczności z oficjalnie głoszonymi zasadami polityki zagranicznej Polski Ludowej, oczywiście nikt sobie głowy nie zawracał.
Do realizacji transakcji prawdopodobnie by doszło, gdyby dochowano tajemnicy. Tak się jednak nie stało. Umowę pomiędzy Svedabem a Polimexem ujawniono, a przemówienie McNeila w ONZ nadało jej wielki rozgłos.
Zabezpieczenie powództwa
Władze Polski Ludowej bojąc się całkowitej kompromitacji wstrzymały realizację umowy, co jednak wcale nie zapobiegło dalszym kłopotom. Firma Svedab pozwała Polimex do sądu w Sztokholmie o odszkodowanie za zerwany kontrakt, żądając zabezpieczenia powództwa na znajdującym się na terenie tego kraju majątku Polimexu do wartości ponad 4,5 mln koron.
Polska Ludowa pozbywała się silników, które nie miały zastosowania w samolotach używanych w naszym kraju, z kolei szwedzka firma mogła liczyć na kokosowy zysk za pośrednictwo w handlu „trefnym” towarem.
Wstępna rozprawa odbyła się 13 czerwca 1949 r., a w lipcu sąd zatwierdził żądanie powoda, co do zabezpieczenia na majątku polskiej firmy. Było to celne i dotkliwe uderzenie w polskie interesy. Polimex prowadził na terenie Szwecji ożywioną działalność handlową i zapłacił już za dostawy różnego rodzaju urządzeń, których wysyłka została teraz wstrzymana.
Władze Polski Ludowej szukały gorączkowo sposobów wyjścia z tej ambarasującej sytuacji bowiem każdy kolejny dzień przynosił szkody polityczne i ekonomiczne. Polscy dyplomaci i wywiad zaczęli „rozpracowywać” firmę Svedab szukając jej słabych stron, które można by wykorzystać w sądowej batalii. I tu wyszły na jaw nowe rewelacje. Svedab był zarejestrowany w Szwecji, jego dyrektorami byli Szwedzi, ale właścicielami: Austriak, obywatelka węgierska, Czech i … były obywatel polski. Okazał się nim Aleksander Weissberg-Cybulski, człowiek dobrze znany w najwyższych kręgach komunistycznych elit, i to nie tylko polskich.
Weissberg-Cybulski
Życiorys Weissberga-Cybulskiego to gotowy scenariusz na film sensacyjny. Urodził się w Krakowie w 1901 r. w zamożnej żydowskiej rodzinie kupieckiej. Jeszcze przed I wojną światową rodzice przenieśli się do Wiednia, gdzie Aleksander zdobył wykształcenie na tamtejszej politechnice. Od czasów studenckich związany był z ruchem socjalistycznym, a związki te uległy pogłębieniu po tym jak przeniósł się do Berlina. Z czasem stał się żarliwym komunistą. Nic dziwnego, że w 1931 r. przyjął propozycję władz Związku Sowieckiego objęcia kierowniczego stanowiska w Ukraińskim Instytucie Fizyki Technicznej w Charkowie.
W 1937 r., w apogeum stalinowskich czystek, tak jak wielu innych komunistów, został aresztowany przez NKWD. Na nic zdały się wszelkie tłumaczenia i listy w jego obronie słane z Zachodu przez kolegów intelektualistów, między innymi przez Alberta Einsteina. Siedział w więzieniu aż do stycznia 1940 r. kiedy Sowieci wydali go Niemcom jako obywatela austriackiego. Mogło to dla niego skończyć się tragicznie, z racji żydowskiego pochodzenia, ale Weissberg był człowiekiem sprytnym, utalentowanym i odważnym, dzięki czemu ocalił życie. Uciekł z getta i ukrył się warszawskim mieszkaniu Zofii Cybulskiej, która później została jego żoną. Brał udział w powstaniu warszawskim, a gdy nadeszły wojska sowieckie i władze w Polsce objęli komuniści, mógł wreszcie się ujawnić. Wiadomo, że był dyrektorem przedsiębiorstwa Hansag, ale już w 1948 r. wyjechał z Polski i osiadł w Szwecji, gdzie stał się współwłaścicielem Svedabu.
Postać Weissberga-Cybulskiego jest o tyle istotna dla opisywanej sprawy, iż to jemu prasa zachodnia przypisywała celowe ujawnienie transakcji „silnikowej” po to, aby skompromitować komunistów na arenie międzynarodowej. Dopatrywano się w tym zemsty za aresztowanie przez NKWD i wydanie w ręce Niemców.
Hipoteza ta brzmi przekonująco, ale powstaje pytanie, czy Weissberg-Cybulski tylko dla zwykłej zemsty gotów był zrezygnować z ogromnego zysku, jaki przynieść miała ta transakcja? I na to jest logiczna odpowiedź. Ujawnienie umowy z Polimexem, co spowodowało w konsekwencji jej zerwanie, wcale nie musiało oznaczać rezygnacji z godziwego zarobku. Właśnie dlatego Svedab pozwał Polimex do szwedzkiego sądu i jego właściciele mogli się spodziewać, że otrzymają odszkodowanie. Tym samym mieli upiec dwie, a nawet trzy pieczenie na jednym rożnie. Skompromitować komunistów, zagrać na nosie generalissimusowi Franco, który został bez silników, a do tego zarobić duże pieniądze.
Jak się wydaje władze Polski Ludowej domyślały się, że za całą tą intrygą kryje się Weissberg-Cybulski i próbowały go zneutralizować. 7 września 1949 r. w gazecie „Dagens Nyheter” ukazała się wzmianka, że władze w Warszawie wystąpiły do władz szwedzkich o jego ekstradycję pod pretekstem, że popełnił w Polsce malwersacje w okresie, gdy był dyrektorem przedsiębiorstwa Hansag. Nic z tego jednak nie wyszło, gdyż rząd szwedzki odrzucił polski wniosek ekstradycyjny.
Wyrok i ugoda
Przygotowując się do procesu strona polska miała nadzieję przeprowadzić dowód, że anulowanie transakcji spowodowane zostało „siłą wyższą”, czyli państwowym zakazem eksportu sprzętu wojskowego do faszystowskiej Hiszpanii.
Weissberg-Cybulski, który za pieniądze z odszkodowania stworzył we Francji dobrze prosperującą firmę budowlaną, przyczynił się do zakupu nowej siedziby dla paryskiej „Kultury”, czołowego ośrodka intelektualnego polskiej emigracji antykomunistycznej.
Eksperci prawni polskiego rządu nie byli jednak w stanie logicznie wyjaśnić, jak to się stało, że państwowa firma Polimex nie wiedziała o państwowym zakazie wysyłki broni do kraju rządzonego przez Franco. Co więcej, polscy eksperci mieli świadomość, że strona przeciwna jest w stanie udowodnić, że handlowcy Polimexu dobrze wiedzieli, kto będzie odbiorcą silników, a mimo to forsowali transakcję ze Szwedami.
W tej sytuacji wynik procesu był do przewidzenia. 29 kwietnia 1950 r. sąd w Sztokholmie zasądził odszkodowanie na rzecz Svedabu od Polimexu w wysokości 4 567 000 koron szwedzkich. Polska firma miała też pokryć koszty procesu. Mając ten wyrok Svedab spowodował nałożenie aresztu na zamówienia polskie w Szwecji, które były już opłacone i gotowe do wysyłki. Zatrzymano w ten sposób statek hydrograficzny „Koziorożec”, różnorodne urządzenia elektrotechniczne i kotły do elektrowni. Polskie ministerstwo spraw zagranicznych stwierdziło, że nastąpiło „faktyczne wstrzymanie” stosunków handlowych pomiędzy Szwecją a Polską.
Straty dla Polski były ogromne i w Warszawie zastanawiano się teraz jak je zminimalizować. Odwołanie się do sądu wyższej instancji nie rokowało sukcesu, pozostało więc szukanie ugody ze Svedabem. Władze polskie zamierzały przewlekać sprawę i straszyć Svedab, że nie wykonają wyroku i tym skłonić do ustępstw i ugody. Zaczęły się poufne negocjacje przy pomocy różnych pośredników. Strona polska stawiała sobie za cel sprowadzić wysokość odszkodowania do 50 tys. dolarów, ale Svedab był skłonny ograniczyć swe żądania do 250 tys. dolarów i 100 tys. koron szwedzkich. Ostatecznie stanęło na tym, że Polimex, a de facto rząd polski, wypłacą Svedabowi odszkodowanie w wysokości 175 tys. dolarów i 100 tys. koron.
W Warszawie odetchnięto z ulgą, afera wreszcie dobiegła końca i można było o niej zapomnieć. Okazało się jednak, że jej skutki były długofalowe. Najbardziej chyba złościł polskich komunistów fakt, iż Weissberg-Cybulski, który za pieniądze z odszkodowania stworzył we Francji dobrze prosperującą firmę budowlaną, przyczynił się do zakupu nowej siedziby dla paryskiej „Kultury”, czołowego ośrodka intelektualnego polskiej emigracji antykomunistycznej. Boleśnie ugodził Weissberg-Cybulski także w Związek Sowiecki publikując w 1951 r. swoje wspomnienia. Ujawnił w nim mechanizm stalinowskiego aparatu terroru i zbrodni. Pod tytułem Wielka Czystka ukazały się również w języku polskim.