„Po całym świecie możesz szukać Polski, panno młoda, i nigdzie jej nie najdziecie”
– mówi Poeta. I odpowiada mu Panna Młoda:
„To może i szukać szkoda”.
I wtedy on, tknięty jakimś impulsem, zaczyna taką sytuacyjną edukację:
„A jest jedna mała klatka – o, niech tak Jagusia przymknie rękę pod pierś”.
Ona wyraźnie nie rozumie, o co temu miastowemu elegantowi chodzi…
„To zakładka gorseta, zeszyta trochę przyciaśnie”.
A Poeta pyta wtedy:
„A tam puka?”.
Panna Młoda patrzy na Poetę jak na trochę pomylonego:
„I cóż za tako nauka? Serce –! –?”.
I wtedy właśnie Poeta nam powie to, o czym się po wyjściu z teatru z reguły zapomina:
„A to Polska właśnie”.
Kojarzymy dobrze ten dialog, prawda? Arcypolski dramat Stanisława Wyspiańskiego powstał 120 lat temu, a my ciągle do niego wracamy. A jeżeli wracamy, to znaczy, że nas przyciąga, że jest nam ten sposób komunikowania się potrzebny. I podobnie jak to jest z modlitwą, nie tyle chodzi o sentymentalne uniesienia, ile o – pozostając w poetyce Wesela – „złoty róg”, który ma zagrać, a którego nie wolno zgubić.
Sztuka – polityka
Było to wiele lat temu. Po którejś z prezentacji Teatru Nie Teraz dziennikarka zadała mi podchwytliwe pytanie: „Czy pana teatr jest teatrem politycznym?” W tej „podchwytliwości” kryje się z jednej strony współczesna poprawność polityczna, szukająca „haka” na inaczej myślących niż mainstream, a z drugiej strony zafałszowana wizja świata, w którym „sztuka ma być obiektywna”. Tymczasem teatr, począwszy od starożytnej Grecji, zawsze jest polityczny. I tak właśnie odpowiedziałem pani redaktor. I dodałem, że nie tylko Sofokles czy Szekspir byli swą twórczością w polityce zanurzeni po uszy, ale tak samo Gogol czy Fredro. Nie inaczej Witkacy czy Piscator.
Warto się na chwilę zatrzymać przy postaci Erwina Piscatora, niemieckiego reżysera i teoretyka teatru pierwszych dekad XX w., twórcy o jednoznacznie komunistycznym światopoglądzie. Pisana współcześnie historia teatru jego właśnie nominowała na ojca teatru politycznego, zapominając – jak najbardziej celowo – o wiekach wcześniejszych i o dziesiątkach artystów, których twórczość nie tylko opisywała społeczno-polityczny kształt świata, lecz również miała na niego wpływ. To nie szef berlińskiego Proletarisches Theater był pierwszym, który chciał tworzyć
„teatr dydaktyczny i masowy, pobudzający do działania”,
ale za to był pierwszym, który swej pracy przypisał paradygmat „postępowości”; oczywiście rozumianej po marksistowsku. Ta cecha zdaje się promować, z każdym rokiem coraz bardziej, artystów i ich kariery. Uprawianie sztuki „zaangażowanej” (czytaj: lewicowej, marksistowskiej) jest dzisiaj naturalną formą ekspresji i wolności twórczej. I choć to do bólu polityczne, jednocześnie – w duchu wyżej przywołanej poprawności – politycznym nie jest nazywane. Tak właśnie, odwołam się do znanych przykładów, są pozycjonowane bluźniercza Klątwa w Teatrze Powszechnym w Warszawie czy antypolski Potop w poznańskim Teatrze Polskim (sic!). A przecież i atak na wiarę, i dekonstruowanie oraz fałszowanie dziejów własnego państwa to polityka do kwadratu.
Jasne jest wobec tego, dlaczego wszelkie protesty, przeciwdziałania anty- sztuce rozbijającej wspólnotę narodową i demoralizującej pokolenia wstępujące w dorosłość są nagłaśniane jako opresyjne, cenzorskie, a nawet faszystowskie. To skądinąd ulubiony epitet monopolistycznej w obiegu medialnym gildii twórców lewicowych, którym to określeniem stygmatyzują oni swych przeciwników w owej trwającej od dawna wojnie kultur. I w tym kontekście zrozumiała jest ich alergia na każdą próbę artystycznej kreacji wartości konserwatywnych, tradycyjnych, a więc takich, które odwołują się do polskiej narodowej tożsamości. Powyższa, nieco publicystyczna, sekwencja jest konieczna, aby zrozumieć sytuację edukacji patriotycznej w Polsce na początku XXI w. A jednocześnie aby nie bać się „uprawiania polityki poprzez sztukę”. Bo czymże różni się ono od uprawiania polityki gospodarczej czy polityki zagranicznej? Są to sprawy oczywiste, tak jak oczywiste jest parlamentarne czy rządowe kształtowanie „polityki kulturalnej” czy „polityki oświatowej”. W końcu sprawowanie władzy to nie tylko zarządzanie spółkami skarbu państwa, ale również definiowanie państwa poprzez jednoznaczną rację stanu. A tę najlepiej zauważyć – a nawet w niej uczestniczyć – właśnie poprzez kulturę, a najbardziej kreatywnie (formowanie elit) poprzez kulturę wyższą, dla której sztuka teatru jest najważniejsza, bo skupia w swym przekazie sumę sztuk wszelakich.
Polityka – teatr
Zauważmy, że w zasadzie każde wydarzenie publiczne kultywujące pamięć historyczną jest w mniejszym lub większym stopniu uteatralizowane. Czy w stolicy i z udziałem najwyższych władz państwowych, czy gdzieś na tzw. prowincji, w obecności pana wójta i księdza proboszcza, zawsze będzie ono wpisane – jak w teatrze – w sytuacyjny scenariusz i ubrane w znaki oraz symbole odwołujące się do naszej emocjonalności. Mamy więc choreografię (np. przy składaniu wieńców), mamy scenografię (np. flagi narodowe), mamy jak najbardziej aktorskie oracje (np. okolicznościowe przemówienia), mamy muzykę (np. pieśni, jak hymn narodowy, Rotę, Boże, coś Polskę), mamy również światło (np. znicze czy pochodnie), no i wciąż mamy nieodzowny w naszej kulturze element transcendentny (modlitwę, wodę święconą). To wszystko korzysta z atrybutów teatru.
Ballada o Wołyniu to pierwsze w Polsce i chyba wciąż jedyne przedstawienie teatralne, które opowiada o ludobójstwie popełnionym przez nacjonalistów ukraińskich na polskiej ludności zamieszkałej na terenach południowo-wschodnich województw II RP w latach II wojny światowej, a także po jej formalnym zakończeniu.
Dlaczego więc ludzie definiujący się jako patrioci nie idą krok dalej i nie inwestują (mentalnie i finansowo) w teatr prawdziwy, aby to, co się dzieje niejako „przy okazji”, uczynić jak najbardziej planowym i skutecznym w formacji narodowej, w edukowaniu do polskości? Dziwi ta inercja i to tym bardziej, że wrogowie naszej kultury, wrogowie Polski, korzystają z tej możliwości więcej niż obficie, co jest oczywistym efektem planowego i skutecznego marksistowskiego „marszu przez instytucje”. W efekcie młodzi ludzie coraz częściej wybierają poglądy lewicowe, co widać nie tylko po analizie preferencji wyborczych, ale również na ulicach, choćby podczas „tęczowych” czy „czarnych” demonstracji antyrządowych, które w rzeczywistości są antykulturową rebelią. Trochę to przypomina czasy kontrkultury w USA czy zachodniej Europie i tak jak tam również korzysta z chwytów teatru ulicznego.
W bardzo wielu miejscach naszego kraju, do których docieram z moimi działaniami artystycznymi, spotykam się z ludźmi po prostu wykluczonymi z uczestnictwa w kulturze wyższej. Oferta im proponowana albo obraża ich poczucie estetyki, albo rani ich etykę i moralność, albo krzywdzi Ojczyznę, którą kochają. I mówią mi ci ludzie, że przedstawienie mojego Teatru Nie Teraz jest ich pierwszą wizytą w teatrze od wielu lat.
Teatr – Polska
Niejeden raz spotkałem się z opinią, że kierowany przeze mnie Teatr Nie Teraz to scena patriotyczna, wyjątkowo polska w swym repertuarze. Dodam, że najprawdopodobniej to jedyny teatr z genezą sięgającą czasów alternatywy artystycznej lat osiemdziesiątych XX w., który tak zdefiniował swoją misję. Okazuje się, że w III RP bycie alternatywnym, a więc niezależnym, czyli opowiadającym swą sztuką o tym, co zakryte, zakłamane, poniewierane, to robienie spektakli o niezłomnym pokoleniu Wyklętych, o ludobójstwie na Wołyniu czy o Polakach ratujących Żydów podczas niemieckiej okupacji, ale także – co się z tym wszystkim łączy – o dyskryminacji chrześcijan.
Tak więc jeżeli teatr ma zmieniać świat na lepsze, w co wierzę, to musi sięgać do Tradycji swojego narodu, tradycji pisanej dużą literą. Do Tradycji polskiej, a więc przede wszystkim romantycznej, bo ta najbardziej polskość uformowała. Do tożsamej z naszą Tradycji europejskiej, a więc tej definiowanej etosem rycerskim i kulturą łacińską, czyli katolicyzmem. W świecie takich punktów odniesienia czuję się jak u siebie w domu i do tego domu chciałbym zaprosić jak najwięcej ludzi.
Dzieje Armii Wyklętej stały się tematem dostępnym w wersji niezakłamanej i można – kiedy ktoś chce – poznać prawdę o polskiej insurekcji antykomunistycznej po 1944 r. Mamy nawet adekwatne święto państwowe, ale jednocześnie ludzie kochający Ojczyznę spotykają się wciąż z ostracyzmem, a niezłomnych bohaterów ciągle zwie się bandytami.
I jest jeszcze jedna sprawa w tym artystycznym „nauczaniu polskości”. Trzeba, jak to drzewiej bywało, wyjść z dużych miast i docierać z teatralną edukacją tam, gdzie to tylko możliwe. Należy zrezygnować z komfortu uzbrojonych technicznie scen i teatr prawdziwy „wozić ze sobą”. Ta wagancka koncepcja sceny narodowej wydaje się obecnie jedyną słuszną i – co sprawdziłem – jedyną skuteczną. Z tym wiąże się również koncepcja teatru oferowanego w formie pracy warsztatowej – edukowanie poprzez osobistą kreację odbiorcy jest jeszcze bardziej owocne niż uczestnictwo w przedstawieniu jako widz. Udział – aktywny – w kulturze wyższej to cecha społeczeństwa dojrzałego, które bez obaw może konkurować z innymi na polu dorobku artystycznego, naukowego i gospodarczego. To klasyczny system naczyń połączonych. Prowadzone przez nas warsztaty zawsze realizowane są w kontakcie emocjonalnym z uczestnikami, z wykorzystaniem ożywionej plastyki oraz muzyki, oparte na technice dramy. Relacja: nauczyciel – uczeń zamienia się tutaj w dużo bardziej kreatywną relację: mistrz – uczeń i w ten sposób daje szansę na naturalny kontekst wychowawczy.
Ważne w każdym z takich działań jest, aby były one wpisane w miejsce, w którym są prowadzone. Taka „lokalizacja” wytwarza w ludziach chęć brania odpowiedzialności za swoją mniejszą ojczyznę oraz chęć budowania potrzeby identyfikowania się z nią.
Polska – sztuka
Wielekroć odwoływałem się w tym tekście do praktyki działań artystycznych, do teatru żywego. Dzisiaj, w czasach online’owych, jest to tym bardziej istotne. Żaden bowiem ekran nie może zastąpić bezpośredniego kontaktu człowieka z człowiekiem, twórcy z odbiorcą. Jednostkowo i w wymiarze tzw. Teatru Telewizji przekaz artystyczny może być skuteczny, ale tylko jako uzupełnienie normalnych emocji związanych z „pójściem do teatru”. Nie da się online edukować estetycznie i ideowo, tak jak nie jest możliwe wychowywanie dziecka przez telewizor czy telefon. Chciałbym analizę zawartą powyżej uzupełnić teraz jej praktyczną odsłoną poprzez ukazanie tzw. trylogii patriotycznej z repertuaru Teatru Nie Teraz. To skrótowe zestawienie zawiera naszą charakterystykę danego dzieła i wybrane fragmenty recenzji.
Ballada o Wołyniu
Spektakl Teatru Nie Teraz Ballada o Wołyniu to pierwsze w Polsce i chyba wciąż jedyne przedstawienie teatralne, które opowiada o ludobójstwie popełnionym przez nacjonalistów ukraińskich na polskiej ludności zamieszkałej na terenach południowo-wschodnich województw II RP w latach II wojny światowej, a także po jej formalnym zakończeniu. Ten niezwykle trudny temat przez całe dziesięciolecia był przemilczany, a obecnie wciąż czeka na swą pełną obecność w świadomości Polaków. Jest równie ważny dla naszej tożsamości jak pamięć Powstania Warszawskiego czy pamięć o pokoleniu Żołnierzy Wyklętych.
„Ballada o Wołyniu, prócz roli stricte artystycznej, wypełnia także ważną misję społeczną, edukacyjną, historyczną i moralną. […] Przedstawienie, choć tematycznie jest wielkie i głębokie jak tragedia antyczna, formalnie ma charakter kameralny. Reżyser opowiada tę dramatyczną, prawdziwą historię ustami trzech kobiet: dwóch Polek i jednej Ukrainki. Teraz, już jako dorosłe kobiety, dają świadectwo, czego doświadczyły, co widziały, gdy były dziećmi. […] Tomasz Antoni Żak znalazł znakomite i adekwatne do tematu rozwiązanie formalne spektaklu. Ascetyczna scena, bez specjalnych dekoracji. Nie ma tu żadnych inscenizacyjnych fajerwerków, nic nie odrywa uwagi widza od tego, co najważniejsze, czyli od przekazu. Ta ascetyczność sceny tonącej w półmroku, jej plastyczny obraz tworzy klimat pięknie harmonizujący z tematyką przedstawienia. Skromnego i wielkiego zarazem”.
Temida Stankiewicz-Podhorecka, Ludobójstwo na Polakach wciąż bez kary,
„Nasz Dziennik”, 31 maja 2011 r.
„Przyglądając się spektaklowi, stawałem się młodym chłopcem, zapominając o tym, że to się działo 70 lat temu. Że panie, które opowiadały, to autentyczne osoby z tamtych czasów i opowiadają aktualne autentyczne wydarzenia. Wrażenie robiły nawet dumki i śpiewki. To, co zobaczyłem i to, co usłyszałem, potwierdziło tylko cząstkę mojego życia. […] po siedemdziesięciu latach milczenia i wrogiej po prostu propagandzie, można było […] zobaczyć fragment prawdy”.
Antoni Mariański, Ballada o Wołyniu,
„Warszawska Gazeta”, 8–14 września 2012 r.
Wyklęci
Doczekaliśmy się, że dzieje Armii Wyklętej stały się tematem dostępnym w wersji niezakłamanej i można – kiedy ktoś chce – poznać prawdę o polskiej insurekcji antykomunistycznej po 1944 r. Mamy nawet adekwatne święto państwowe, ale jednocześnie ludzie kochający Ojczyznę spotykają się wciąż z ostracyzmem, a niezłomnych bohaterów ciągle zwie się bandytami.
„Jestem dramatopisarzem. Chciałem podziękować zespołowi i powiedzieć, że dokonał naprawdę cudu. Ja jestem nie tylko dramatopisarzem, ale byłem też harcerzykiem w czasie okupacji, czyli w Szarych Szeregach. I to, co tutaj zostało pokazane, to wyście Państwo pokazali moich najbliższych kolegów, moje koleżanki, moje całe to środowisko, w którym ja się obracałem w czasie okupacji; tych ludzi, którzy ginęli potem w Powstaniu. I ja jakoś, nie wiem, przeszedłem szczęśliwie przez Powstanie, a potem przez obozy koncentracyjne i potem przez te tutaj więzienia komunistyczne… Natomiast to, że Państwo, aktorzy – znakomici, reżyser – oczywiście jest tutaj niesłychanie ważny… zostało to naprawdę odtworzone – klimat, klimat tamtych czasów. Myślenie tych ludzi, tych młodych ludzi, często naiwne. Wiara, jakaś ogromna wiara w Polskę, w patriotyzm, w zwycięstwo, w wartości. To wszystko zostało pokazane niesłychanie plastycznie. I ja to chcę ocenić, jako dramatopisarz. To chciałem powiedzieć. Gratuluję wielkiej sztuki!”
Janusz Krasiński, prozaik i dramatopisarz, 21 kwietnia 2012 r. (po premierze spektaklu),
Areszt Śledczy Warszawa-Mokotów („więzienie na Rakowieckiej”)
„Spektakl Teatru Nie Teraz to oczywiście nie tylko odniesienia do teraźniejszości. To przede wszystkim opowieść o dzielnych ludziach bijących się w imię Boga i Ojczyzny. Nikt z widzów nie mógł mieć co do tego wątpliwości. Wiara chrześcijańska nie jest w sztuce Tomasza Żaka jedynie wątkiem, dodatkiem, przykładem przedwojennej pobożności młodych żołnierzy. Bohaterowie są z tej wiary zbudowani i nią nasiąknięci. To w imię Boga nie godzą się na pojałtański nierząd w państwie nie wiedzieć czemu wciąż nazywanym Polską”.
Krystian Kratiuk, „Inka” okładana „Gazetą Wyborczą”,
www.pch24.pl/inka-okladana-gazeta-wyborcza,25453,i.html#ixzz3DTvbS3rv,
18 września 2014 r.
„To przedstawienie jest połączeniem wysublimowanego dzieła teatralnego z elementami dokumentalnymi przetworzonymi artystycznie. Jest poetyckim przywołaniem do apelu tych, o których pamięć przez kilkadziesiąt lat była przez władze komunistyczne skutecznie zabijana. […] To bardzo piękne, mądre i ważne przedstawienie, mające ogromny wymiar historyczno-polityczny, powinno znaleźć dla siebie miejsce na gościnnych scenach teatrów profesjonalnych w stolicy, a także w innych miastach. […] I jeszcze jedno: miejsce premierowej prezentacji, czyli mokotowskie więzienie na Rakowieckiej w Warszawie, nadało spektaklowi dodatkowo tragicznego wymiaru”.
Temida Stankiewicz-Podhorecka, Wyklęci, do końca niezłomni,
„Nasz Dziennik”, 7 maja 2012 r.
Dzień gniewu
Ten spektakl to w dużej mierze efekt gniewu. A ten gniew jest skutkiem terroru poprawności politycznej, która rujnuje prawdę historyczną i – dosłownie – pluje naszej Ojczyźnie w twarz. To uświadomienie sobie konsekwencji coraz częstszego upubliczniania haniebnych przesłań na temat „polskich obozów koncentracyjnych” czy „wyssanego z mlekiem matki polskiego antysemityzmu”.
„Scena pośrodku krzyża. Scena przemiany, katharsis. Naprzeciw siebie twarzą w twarz Blatt i Born, z boku przyglądający się Przeor. W tle chór, pełniący bardzo istotną rolę oprawy liturgicznej. Przeor w roli duchowego przewodnika (przez przykład swoich heroicznych cnót) i Żyda Blatta, i nazisty Borna ma niesłychanie trudne aktorsko zadanie. Potwierdza to stwierdzenie Jacques’a Maritaina, że «chrystianizm nie ułatwia sztuki». Również, a może zwłaszcza reżyserskiej. Uznanie dla Reżysera, bowiem jest to misterium i nie jest; jest to spektakl, a jednak misterium. […] Oto synagogalne misterium, zagrane w małym prowincjonalnym mieście, stało się nieproporcjonalnie wielkim i niezwykłym wydarzeniem kulturalnym i artystycznym”.
Jan Maniak, Synagogalne misterium Teatru Nie Teraz,
„Miasto i Ludzie – Tygodnik”, 27 września 2013 r.
„Przejmujące w swej głębokiej wymowie, piękne przedstawienie Teatru Nie Teraz z Tarnowa to wydarzenie artystyczne. I nie tylko artystyczne. Ten spektakl o wielkich walorach etyczno-moralnych, tak zresztą jak i pozostałe przedstawienia Teatru Nie Teraz, sięga do historii i poprzez sztukę opowiada dzieje naszej Ojczyzny. […] Finałowa scena, kiedy oficer gestapo Walter Born (doskonały w tej roli Maciej Małysa), ironizując, zakłada Żydowi na głowę zwinięty drut, jako koronę cierniową, po czym narzuca mu na ramiona czerwoną materię, a do ręki daje szpicrutę, którą zazwyczaj okłada swoich «niewolników», Polaków i Żydów – jest wstrząsająca. […] Wyznam szczerze, iż chyba nigdy dotąd nie widziałam w teatrze tak subtelnie podanej, a zarazem wstrząsająco głębokiej i tak bardzo wiarygodnie zagranej sceny nawrócenia. Kata i ofiary. […] To doskonale pomyślane i wyreżyserowane przedstawienie jest wspaniale i w pełni prawdziwie zagrane przez wszystkich aktorów. […] Wszystko to rozgrywa się w znakomitej oprawie scenograficznej i ze świetną muzyką […]. Z przedstawienia Tomasza A. Żaka emanuje siła wiary w Kościół Chrystusowy”.
Temida Stankiewicz-Podhorecka, Nawrócenie kata i ofiary,
„Nasz Dziennik”, 7–8 czerwca 2014 r.
Tekst pochodzi z numeru 5/2021 „Biuletynu IPN”
Wszystkie zdjęcia wykorzystane w artykule pochodzą z archiwum Teatru Nie Teraz