Andrzejowi
Mogli jedynie przeczuwać co się zaraz wydarzy. Nadciągała bowiem dziejowa burza nazwana przez współczesnych II wojną światową. A to nie wszystko, co los przygotował dla tej dwójki – Kazimierza i Zofii Moczarskich.
„O naszym małżeństwie myślę zawsze jak o czymś najpiękniejszym i najsłoneczniejszym”
Jak rozpoczęła się ich wspólna droga? Spotkali się w Ministerstwie Opieki Społecznej. On był już wtedy dojrzałym i doświadczonym prawnikiem. Starszym od Zofii o kilkanaście lat. Ona dała się poznać jako żywiołowa, pracowita i inteligentna referentka prasowa. Zapałali do siebie gorącym uczuciem, a już po miesiącu, w obliczu nieuchronnie zbliżającej się wojny, złożyli przysięgę małżeńską. Jak się okazało, były to pierwsze i ostatnie tygodnie beztroski w życiu Moczarskich.
Spotkali się w Ministerstwie Opieki Społecznej. On był już wtedy dojrzałym i doświadczonym prawnikiem. Starszym od Zofii o kilkanaście lat. Ona dała się poznać jako żywiołowa, pracowita i inteligentna referentka prasowa.
Niemalże od rozpoczęcia okupacji niemieckiej Kazimierz był związany z konspiracją. Pracował w Biurze Informacji i Propagandy Komendy Głównej Armii Krajowej, a następnie w Kierownictwie Walki Podziemnej Delegatury Rządu na Kraj. Zofia podjęła studia prawnicze oraz wspomagała męża, przepisując raporty i meldunki. W 1944 r. złożyła oficjalną przysięgę przyjmując pseudonim „Malina”. Oboje wzięli udział w powstaniu warszawskim, a po wojnie chcieli wrócić do normalnego, tak brutalnie przerwanego w 1939 r., życia. Ich szczęście nie trwało jednak długo. Kazimierza aresztowano w sierpniu 1945 r., Zofię 4 lata później.
„A to, co nas łączy, jest tak silne, że żadne mury więzienne nie potrafią tej więzi zerwać”
Gdy mieszkańcy innych krajów świętowali zakończenie II wojny światowej, tysiące akowców nad Wisłą zapełniło więzienne cele. Preteksty do uwięzienia były najróżniejsze, w przypadku Moczarskiego była nim działalność w Delegaturze Sił Zbrojnych. Zrządzenie losu sprawiło, że zatrzymano go w momencie, gdy organizacja ulegała rozwiązaniu, a on sam szykował się do ujawnienia.
Kazimierz spędził 11 lat swojego życia w różnych zakładach karnych – m.in. w warszawskim Mokotowie, Rawiczu, Wronkach, z czego kilka miesięcy w jednej celi z niemieckim zbrodniarzem, Jürgenem Stroopem. Na słynnej liście 49 rodzajów tortur, których doświadczył Moczarski, wśród bicia, wyrywania włosów czy przypalania znalazły się także przykłady znęcania psychicznego. Zaliczył do nich:
„zadawanie (…) tortur moralnych przez: a) oficjalne (choć kłamliwe) oświadczenie mi przez płk. Różańskiego w obecności ówczesnego kapitana Duszy, iż Żona moja Zofia Moczarska, którą bardzo kocham, zmarła na płuca (żona jest gruźliczką) oraz przez b) insynuacyjne oświadczenie kpt. Chimczaka, przystrojone w brudne epitety, na temat nieetycznego rzekomo zachowania się mojej Żony”.
Jak stwierdził po latach był to wielki błąd śledczych. Gdy przedstawiono mu fikcyjny akt zgonu żony poczuł, że nie ma już nic więcej do stracenia. W tym samym czasie Zofia niezłomnie walczyła o zwolnienie męża. Mimo że sama była zagrożona aresztowaniem interweniowała u najbardziej wpływowych polityków i działaczy.
Przez prawie 5 lat nie znali swojego losu. Kiedy wreszcie otrzymał od niej list pisał:
„Po pięciu latach – pierwszy pisemny ślad Twego życia, pierwsze literki stawiane twoją kochaną dłonią, pierwszy sygnał twej miłości”.
Zofia spędziła za kratami 6 lat, przede wszystkim w podbydgoskim Fordonie, a następnie w więzieniu izolacyjnym w Inowrocławiu. To drugie miejsce było szczególnie złowrogie – na początku lat 50. przeniesiono tam kobiety uznane za „wyjątkowo niebezpieczne”. Cele były małe, a ściany pomalowane na czarno, co przywodziło na myśl skojarzenia z trumną. Moczarska nigdy nie odzyskała straconego zdrowia.
„...Kocham Cię zawsze tak samo, choć rozłąka w miłości jest tem samem czem wiatr w czasie pożaru, mały ogień przytłumi, a wielki roznieci?”
To właśnie listy, czytane tak wnikliwie nie tylko przez adresata, ale i więzienną cenzurę stały się dla nich oparciem w najtrudniejszych chwilach. Kazimierz pisał do żony:
„Musisz sobie stworzyć z tych moich uczciwych uczuć nienaruszoną przystań (...) Chcę, żebyś miała z mojego serca, mojego całkowitego oddania, granitowy schron i stalowy fundament psychiczny”.
Należy pamiętać, że wszelki kontakt między więźniem a resztą świata był ściśle kontrolowany i reglamentowany. Ówczesne zasady dotyczące korespondencji były następujące: osadzonemu przysługiwała możliwość napisania jednej wiadomości miesięcznie oraz otrzymania dwóch. Listy sporządzano najczęściej ad hoc na kartkach dostarczonych przez strażnika. Starano się zachować staranność (jej brak mógł spowodować wstrzymanie wysyłki) i wykorzystać całą przysługującą przestrzeń. Ale jak zmieścić wszystkie myśli na takim maleńkim skrawku papieru?
„Na jakiej ulicy będziemy, Zosiu, mieszkali po moim wyjściu? Po Jasnej, Hożej i Słonecznej nastąpić powinna chyba „Promienista” lub „Świetlista”.
Wolność, mimo że tak wyczekiwana i upragniona budziła wiele obaw: jak odbudować relację z najbliższymi? Czy nie będą sobie obcy? Jak i czy w ogóle da się wrócić do dawnego życia? Zderzenie z nową rzeczywistością było niezwykle trudne. Więźniowie musieli na nowo odnaleźć się w społeczeństwie, tak innym od tego, które pozostawili. Pierwsze spotkanie małżonków po latach rozłąki odbyło się we Wronkach. Emocje, które mu towarzyszyły znamy z opisu Kazimierza:
„Żadna fala tak nie ogarnia człowieka, jak mnie obskoczyła tęsknota do niej, co była tak blisko, tylko dłonią zdawałoby się dotknąć. Szczupła, w zniszczonej pelisie futrzanej, wynędzniała, zapadnięte policzki, jakieś zmęczenie, jakaś wątłość w ruchach. Opanowałem podświadomie wzburzenie radości. Ucałowałem szczupłe dłonie, objąłem, lekko uścisnąłem i jeszcze lżej ucałowałem w policzek. Pachniał jak dawniej”.
W tym momencie zaczął się kolejny etap ich wspólnej wędrówki, nie prostszy od wcześniejszych.
***
Wyjątkowa korespondencja cytowana w niniejszym tekście przeleżała dekady w szufladzie Kazimierza Moczarskiego. Dopiero dr Anna Machcewicz rzuciła na nie światło dzienne publikując zachowane listy w książce Życie tak nas głupio rozłącza...Listy więzienne 1946-1956. Nakreśliła w niej portret małżeństwa, które mimo wielu prób, rozłączone na ponad dekadę, przetrwało.
Przez pryzmat historii indywidualnych widać wyraźnie jakie piętno odcisnęły na setkach tysięcy osób reżimy totalitarne. Historia Moczarskich, tak wyjątkowa z jednej strony, z drugiej jest niezwykle uniwersalna. To opowieść o niezwyczajnie zwyczajnych ludziach rzuconych w wir dziejowej zawieruchy oraz o miłości, która ostatecznie zwyciężyła. O wrażliwości, determinacji, wewnętrznej sile i nieugiętej walce o godne życie.