Samozwańczy, acz legendarny „krakowiak zakuty” kreślił cechy stolicy:
„Była inna niż Kraków. Bardziej bezpośrednia, przystępna każdej inicjatywie, lżejsza, nieskrępowana tradycją, niemówiąca na każdym kroku, jak mój Kraków: »Pst! Ciszej!«. Kraków zwykł chadzać na co dzień polonezem nieustannym wzdłuż Plant. Para w prawo, para w lewo… Warszawa nie szła, ale biegła w trzewikach, raczej w trzewiczkach, w pantofelkach na wysokich obcasach”.
Kiedyś – dyrektor Teatru im. Juliusza Słowackiego, później – felietonowy filar „Ilustrowanego Kuryera Codziennego” („IKC”) i twórca tak bardzo „krakowskich” powieści krygował się nieco:
„Nie wiem, jakim cudem spadł na mnie zaszczyt pisania przedmowy do książki, która komentarza nie potrzebuje wcale”.
Snuł ją jednak ze swadą, dzieląc się zarazem dewizą doskonałego pisarstwa, któremu i on starał się pozostawać wierny: „ta książka o dawnej i wcale nie tak dawnej Warszawie ma dykcję nieskazitelną, język niepokalanie czysty, rysunek precyzyjny, benedyktyński, treść prostą”1. Jej autor, pisarz i publicysta znany pod pseudonimem „Axel”, to – dla odmiany – uosobienie dawnej Warszawy. Jej piewca już wówczas sędziwy (urodzony w roku 1862, więc prawie o trzy dekady starszy od Nowakowskiego)2, przedwojenny prezes stołecznej rady miejskiej, ojciec poety i eseisty Stanisława Balińskiego... Jakiż spotkamy barwny tłum emigracyjnych postaci, gdy przez pryzmat mikroskopu i kalejdoskopu (metodę jeszcze wyjaśnimy) spróbujemy naszkicować stosunek jednego człowieka do pewnego miejsca.
Krakowiak o Warszawie w Londynie – to pretekst tylko...
...do opowieści o fragmencie środowiska, o jednej ze stron jego życia i wycinku dorobku. Książka – punkt wyjścia – ukazała się nakładem zasłużonej Składnicy Księgarskiej w marcu 1946 r. w Edynburgu. Okładkę zaprojektował Bohdan Arct, potomek sławnego rodu księgarzy, plastyk, ale i pilot Dywizjonu 303 oraz popularny po wojnie literat, najlepiej pamiętany z wymienionej dotąd czwórki, gdyż wrócił do kraju w 1947 r. Tamże, dopiero po czterdziestu latach, ukaże się drugie wydanie Wspomnień… – z nowym już zagajeniem pióra Ryszarda Kołodziejczyka („Biblioteka Syrenki”, PIW, Warszawa 1987).
Może jednak wychodźczy czytelnik nie dziwił się tak bardzo nazwisku autora pierwotnego wprowadzenia? Kojarzył oczywiście to imię najsilniej z podwawelskim grodem, ale w ciągu kluczowych lat po 1939 r. wydarzyło się tak dużo…
I tyle napisano! Zmiana stosunku Nowakowskiego do zagadnienia stolicy obrazuje zmianę stosunku… do wszystkiego. Skoro – jak zobaczymy – Warszawa staje się dlań całą Polską, monumentalizuje się i „symbolicznieje”…
Skoro:
„Wymawiając jej imię, przyciskamy do serca wszystko, co tam pozostało, i wszystkich, którzy tam żyją i walczą. Ona zamyka w sobie, w swej nazwie, pełnię absolutną tego, cośmy utracili, za czym tęsknimy, do czego wrócić chcemy”…
„Nie jestem warszawiakiem, byłem w niej po raz pierwszy w życiu, mając lat z górą dwadzieścia, nigdy nie mieszkałem w Warszawie dłużej nad kilka miesięcy”
– niedługo po obronieniu doktoratu na UJ i po pierwszych tryumfach aktorskich wyjechał w 1923 r. do Warszawy i Łodzi. Wygnały go (nie tylko jego) złe stosunki z ówczesnym kierownikiem miejskiej sceny – Teofilem Trzcińskim (wspominał z eleganckim niedomówieniem, że „był to człowiek dość nieproduktywny i nieraźny”)3. Pierwsza sztuka Nowakowskiego – Tajemniczy pan – miała premierę w Teatrze Polskim u Arnolda Szyfmana w 1924 r., druga komedia – Puchar wędrowny – dwa lata później, w Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego. Wyzna kiedyś:
„Nie chciałem nigdy przenieść się do Warszawy, bo jestem człowiekiem małego miasta”4.
Trafiał w sedno, wyjawiając:
„na Warszawę patrzyłem początkowo zezem...”.
Ale i mówił prawdę, pisząc:
„Potem zacząłem ją powoli lubić”5.
„Potem”? Poznań i Lwów zaczną działać na niego zresztą podobnie elektryzująco6. Cóż się wydarzyło? Na pewno do zmiany nastrojów przyczynił się pisarski sukces – w dziedzinie beletrystyki jednak, nie dramatu. Odwiedzając prominentnego wydawcę – Gebethnera i Wolffa – zawsze
„złożywszy rzeczy w Bristolu, szedłem zaraz nad Wisłę, w dół, ul. Karową. To był rytuał nieodmienny. Szedłem sam i mówiłem do siebie, że muszę zobaczyć Wisłę. Była dla mnie czymś najpiękniejszym w Warszawie. Stałem długo nad wodą, potem zaś szedłem pomiędzy ludzi. Była inna niż pod Wawelem. Byli inni, zupełnie inni, niż my, krakowiacy. Ale i Warszawa była inna niż Kraków”.
– wspominał.
Można rzec – niezbyt odkrywcze spostrzeżenie. Ale po 1939 i 1944 r. różnica miała nabrać mniej banalnego znaczenia:
„Kraków nie ma swego Ordona z lat tej wojny. Warszawa miała aż dwóch. Niechże Bóg oszczędzi jej trzeciego”7.
Dwaj też warszawianie najsilniej zapiszą się w jego życiu – Mieczysław Grydzewski i Jan Lechoń. Stanie się tak właśnie podczas wojny i zaraz po niej, po krachu poprzedniego życia.
Podążając skamandryckim tropem...
...śladów kontaktów z Kazimierzem Wierzyńskim nie znajdziemy wiele. Za to uwielbiany dotąd Julian Tuwim stanie się w 1947 r. bohaterem głośnej filipiki8, a z podobnych niezłomnych gromów, do których powodów dostarczy również służący komunistom Antoni Słonimski, można zbudować małą antologię. Czyżby dodatkową rolę odegrała w tym zaangażowaniu dawna rywalizacja?
Przed katastrofą, w 1937 r. diagnozowano bez wahania:
„Nowakowski i Słonimski – oto dwaj współcześni kronikarze polskiego życia, oto pisarze, którzy mają całe zastępy entuzjastycznych zwolenników […]. Ileż to osób kupuje tylko niedzielny numer »IKC«, bo wie, że tam musi być felieton Nowakowskiego, – ileż to osób zaczyna czytanie »Wiadomości Literackich« od Kroniki…”9.
W niedokończonych wspomnieniach Nowakowski zanotuje w 1961 r.:
„Lechoń […] zestawiając [Bolesława] Prusa ze mną i Słonimskim, pisze, że to Gubałówka i Himalaje”.
Dokładnie ten wpis do Dziennika brzmi:
„Prus zostanie na zawsze wielką osobą i kochanym pisarzem przez Lalkę, Emancypantki i parę (ale tylko parę) nowel. Natomiast nie należy okłamywać narodu, że wszystko, co pisał, było arcydziełem. Kornel [Makuszyński], Nowakowski, Słonimski – porównani z tymi »drobiazgami« to Himalaje wobec Gubałówki”10.
„Wspinacz” kontynuował:
„Wołałbym, żeby zestawił mnie z kimś innym, nie ze Słonimskim, którego felietony teatralne, wydane teraz w Warszawie, okazały się zupełną nicością”11.
Pamiętajmy jeszcze o Ferdynandzie Goetlu – jego cenił:
„choć nie wiem, dlaczego robi on z siebie warszawiaka, na przekór temu, że w Krakowie do szkoły chodził, że mówi do dziś po krakowsku, więc staccato, że wreszcie, otrzymał na chrzcie imię raczej galicyjskie, właściwie c.k. austriackie”12.
Lecz relacja ta – podobnie jak spotkania ze skamandrytami (łącznie z „piątym” – redaktorem „Wiadomości Literackich” i ich późniejszych wcieleń, Grydzewskim) – to temat dla osobnych rozważań. Jednak to nie w czołowej mierze Warszawa znalazłaby się w ich tle.
Ujawni się ona wszakże w tytule i w temacie zupełnie dziś zapomnianej odcinkowej powieści Riksze Warszawy (występującej też pod nagłówkiem Warszawski riksza) z 1942 r. Drukował ją „Dziennik Polski” w Detroit, a powstała na zamówienie Ministerstwa Informacji i Dokumentacji. Jeden z punktów umowy mówił o dwóch dziełach, w tym „powieści na tle życia w Warszawie pod okupacją niemiecką”, której objętość szacowano na 200–300 stron. Honorarium zamykało się wysoką (powiedzielibyśmy dziś – warszawską!) kwotą 45 funtów miesięcznie przez rok13. Pisarz pamiętał o tej, jak i o drugiej – podobnej gatunkowo – pracy (Krucjata dziecięca). Odpowiadając poważnie na zarzuty, że zamilkł po 1939 r. jako beletrysta, zakpi:
„Są to rzeczy wielkie (rozmiarami)…”14.
Dlaczego jednak tłem wojennej sagi nie uczynił tak dobrze znanego sobie Krakowa? Już przed wojną akcję eksperymentalnej political-fiction (Niebieska kotwica) osadził w stolicy.
Pozostańmy w kręgu poetów – w korespondencji Lechonia z Wierzyńskim znajdziemy list tego pierwszego z 20 września 1943 r., wzmiankujący o tekście Nowakowskiego w numerze warszawskim „Tygodnika Polskiego” (A Siren for a Crest)15. Niebawem także krakowianin publikował na tych nowojorskich, redagowanych przez Lechonia łamach, podobne tematycznie Mosty Warszawy16. Pełne erudycji fragmenty artykułu wykorzysta w tryptyku ogłoszonym już po zakończeniu działań wojennych na łamach magazynu lotników „Skrzydła”. Nosił on tytuł:
Warszawa Sercem
„Pamiętam […] jak Pan przeżywał tragedię powstania warszawskiego”
– pisał do Nowakowskiego gen. Kazimierz Sosnkowski17, a Zbigniew Jasiński, autor legendarnego wiersza Żądamy amunicji, przypominał
„o tym, jak Zygmunt Nowakowski przybiegł na jakieś zebranie z tekstem wiersza, grzmiąc »Tam wielkość, tu – małość «”. I recytował za „Orłem Białym”: „Tu bije serce Polski. Tu mówi Warszawa…”18.
Czy miało to miejsce podczas uroczystego wieczoru 20 września 1944 r. w „Ognisku Polskim” w Londynie? Wówczas to Marian Hemar czytał Piosenki warszawskie, a udział wzięła – prócz Nowakowskiego – plejada uczestników: znani już nam Ignacy Baliński i Stanisław Baliński oraz Antoni Bogusławski, Jan Czarnocki, Marian Czuchnowski, Marian Henryk Rojek, Stanisław Stroński, Stanisław Strumph-Wojtkiewicz, Tymon Terlecki, Józef Wieniewicz i Stefania Zahorska.
„W części koncertowej wystąpił Z. Błaszczyński, grając utwory Chopina”19.
Myślę, że gdy w maju 1945 r. Nowakowski oficjalnie przyjmował przybywającego z niewoli gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego słowami:
„Dowódcę Armii Krajowej możemy witać tylko w jednej postawie: postawie na baczność”
i poderwał całą, skonsternowaną ponoć, salę – to przed Warszawą głównie stukał obcasami20.
Ale tytuł cyklu – drukowanego w czasopiśmie opatrywanym jesienią tegoż roku na pierwszej stronie inwokacją
„Nasz cel: Powrót do Polski Wolnej”
– ma oczywiście drugie źródło. Skorzystajmy z wydania, którym mógł się posiłkować autor – to Podróż na Wschód Juliusza Słowackiego w opracowaniu Łukasza Kurdybachy, wydana w 1944 r. w Jerozolimie nakładem Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego:
Jeśli Europa jest Nimfą – Neapol
Jest Nimfy okiem błękitnem, – Warszawa
Sercem, – cierniami w nodze Sewastopol,
Azow, Odessa, Petersburg, Mitawa –
Paryż jej głową, a Londyn kołnierzem
Nakrochmalonym, a zaś Rzym… szkaplerzem21.
Pierwszy odcinek Warszawy Sercem rozpocznie zdanie „Miejsce Gdzie Troja”. A dalej czytamy:
„Lecz z Warszawy przecież o wiele, bez porównania mniej zostało, niż z innych, a szczęśliwszych stolic, stanowiących dekorację straszliwego »theatrum« tej wojny, choć w każdym razie zostało miejsce: Locus ubi Troia. Ono jedno było, jest i będzie zawsze to samo. Miejsce i Wisła”22.
Łacińska maksyma nec locus, ubi Troia fuit (nie ma śladu po miejscu, gdzie była Troja) prowadzi nas do kolejnego spotkania publicznego – wydarzenia, na które zapraszała piłsudczykowska Liga Niepodległości Polski. Afisz bojowo nawoływał:
„Wolność – całość – niepodległość. We czwartek, dnia 15-go lutego 1945 r. o godz. 18.45 w Westminster Cathedral Hall Ambrosden Avenue SW1 Dr Z. Nowakowski wygłosi odczyt pod tytułem Miejsce, gdzie Troja (rzecz o Warszawie). Wstęp wolny. Dojazd: autobusy i kolejka podziemna do Stacji Victoria”23.
Odniesienia do kultury antycznej zawsze pozostawały mu bliskie. Na przykład Bitwę Warszawską 1920 r. nazywał „Polską Salaminą”24.
W antrakcie publikacji w „Skrzydłach” – 5 listopada tegoż roku – kolejny Wieczór Poświęcony Powstaniu Warszawskiemu z jego udziałem. Tym razem byli obecni najmłodsi walczący – od trzynastoletniego gońca do dwudziestoletniej łączniczki – oraz Ziemowit Karpiński, aktor i reżyser (w boju stracił prawą rękę). Głos zabrali także: Wacław Brumer, Józef Kisielewski, Jerzy Lerski-Jur, Stanisław Stroński, Tymon Terlecki, a Marian Hemar recytował nieogłoszony dotąd okolicznościowy wiersz25. Również w tym czasie w pełnej erudycji jeremiadzie o nieśmiertelności zniszczonego miasta „A wiesz ty co z Polską będzie za lat dwieście?...”26 Nowakowski wprowadzi w znaczenie, wziętego z Dziadów, tytułu:
„Gdy Konrad mdleje po słowach głoszących, że Bóg nie jest ojcem świata, ale carem, dobry, białopióry duch […] ulatnia się, i zostaje tylko duch czarny. On to sufluje księdzu Piotrowi pytanie: »A wiesz ty, co z Polską będzie za lat dwieście?«…”
Nawiązując do obrony we wrześniu 1939 r. i sześćdziesięciu trzech dni powstania, będzie kontynuował:
„Cała Warszawa jest gotową odpowiedzią na to, zaprawdę, nieretoryczne pytanie. […] Lecz Warszawa, będąc symbolem całości, to tylko pars pro toto. […] Mimo wszystko pytanie […] ma za mały zakres i za małą treść […] powinno brzmieć: »A wiesz ty, co będzie z Europą i ze światem, jutro, za rok, za dwa, za dziesięć, za dwieście lat?«. Będąc zawsze osamotnieni w momencie burzy, która uderza na Polskę od zachodu albo od wschodu, będąc zawsze pomiędzy dwoma kamieniami młyńskimi, stanowimy przecież element składowy olbrzymiej całości, zwącej się kulturą, cywilizacją, ludzkością. […] Stanowimy jakiś ułamek, jakiś epizod na obrotowej, gigantycznej scenie, ale do tej sceny należymy, będąc jej immanentną częścią”27.
To najmocniejszy chyba akord jego varsavianistycznych wypraw. Wątek inscenizacji – nie chciał go opuścić. W niewiele późniejszych refleksjach wokół filmu Open City, znanego też pod tytułem Rzym, miasto otwarte – Nowakowski teatralizował:
„Warszawa była sceną obrotową, z zapadniami, z »fugami«, ze sceną, na której rozgrywały się tysiące, tysiące dramatów prawdziwych. Jaśniała tam wielkość ducha w aspektach antycznej tragedii. Płonął olbrzymi, romantyczny stos. Ale doświadczenie mówi, że bohaterstwo narodu polskiego, że walka Warszawy była dla świata filmem krótkometrażowym zaledwie. Już o nim wcale nie mówi. […] Dla Anglika walka podziemna Polski jest przydługą »fiction«”28.
Czyli szeptała mu już nie tylko Melpomena, lecz i dziesiąta muza.
W „Dzienniku Żołnierza Armii Polskiej na Wschodzie” zamieści pełną wzruszenia impresję, poświęconą bojom inwalidów z warszawskiego Instytutu Głuchoniemych:
„Wszystko to, co się dzieje dookoła nas, przypomina jakby film, mianowicie kiepski, tandetny film, pełen fałszywej muzyki zwycięstwa, film mówiony, a raczej mówiący, paplający bzdury o wolności ludów, o samostanowieniu, o demokracji, o San Francisco itd., itd. Chciałoby się zamknąć uszy i oczy, nie widzieć, nie słyszeć, przede wszystkim wyjść z tego błazeńskiego kina, które drażni, kłamie, szydzi, oszukuje. Niestety drzwi zamknięte. Trzeba dosiedzieć do końca programu”29.
Kino w tej sferze dociekań pojawi się już wcześniej. Nie potrzebował powstania, by krytykując w 1942 r. nachalny „szlagier” o podziemnej Warszawie To Be or Not to Be, w omówieniu pod wszystko mówiącym tytułem Fox-trott na zgliszczach („Temat mimo wszystko wykazał pewien spontaniczny opór”)30 użyć – znanego nam – określenia:
„Dla nas Warszawa to właśnie Troja”.
Wracały do niego te same motywy, natrętne obrazy, może senne mary? Zdruzgotany Ilion, wysadzone mosty czy wyświetlany w wyobraźni film o stolicy, raz „nie tylko dźwiękowy, mówiony, rozśpiewany, ale taki, który atakuje wszystkie zmysły od razu”, a kiedy indziej – niemy, „ale wspaniały i wstrząsający do głębi”31. Pierwszy – „zsynchronizowany przedziwnie z naszą tęsknotą”, podczas gdy drugi „ogłusza nas swoją ciszą”.
Nowakowski recenzował nie tylko kino. W 1947 r. zauważy dwie literackie prace – Silent is the Vistula. The Story of the Warsaw Uprising Ireny Orskiej32 oraz Ludzi walczącej Warszawy Anny Bogusławskiej. Przy okazji tej ostatniej sformułuje realistyczną uwagę:
„Książka […] napełnia mnie lękiem na myśl, co będzie, jeśli wszyscy, absolutnie wszyscy uczestnicy powstania warszawskiego zaczną pisać wspomnienia albo powieści”33.
Na zadane młodzieży przez siebie pytanie Dlaczego kochamy Warszawę? odpowie:
„Gdy wymawiasz jej nazwę, myślisz o czymś większym niż sama Warszawa, mianowicie myślisz o całej Polsce”.
Będzie tłumaczył:
„niekiedy, zamiast powiedzieć słowo np. »dom«, wystarczy nam wymienić tylko część domu, mówiąc »wejdź w moje progi« albo »jesteśmy pod jednym dachem«, albo »drzwi moje stoją zawsze otworem« itp. itp. Tak samo jest ze słowem »Warszawa«. Choć to tylko część Polski, przecież wyraża ona całą Polskę. Mówiąc »Warszawa«, myślimy »Polska«. A mówiąc »Polska«, myślimy »matka«”34.
Urozmaici jeszcze tę gradację innymi koligacjami rodzinnymi:
„[…] jak powiada królewiak, Lenartowicz:
A znacie wy piosnkę żaków, piosenka to gładka,
Dla Polaków ojciec Kraków, a Warszawa matka…
W innych warunkach wychowywała się matka, w innych ojciec, który ma pozycję wyjątkową w dziejach Polski, porozbiorowej w szczególności, gdyż ze wszystkich miast naszych najkrócej był pod obcym panowaniem”35.
„Nie jestem warszawiakiem”…
To mało powiedziane! Nowakowski nazywał siebie żartobliwie „krakowskim szowinistą”, a tak pięknie potrafił pisać o syrenim grodzie! Jakby stawiając opór czytelniczemu zapotrzebowaniu na „dyżurnego krakusa” czy też świadomie wykorzystując ten status. Gdybyśmy musieli koniecznie niniejsze dygresje zwieńczyć uchwytnym wnioskiem, wyrazilibyśmy go słowami: jako stary teatralny wyga wiedział, że wykraczając poza jedną z dotychczasowych (i głównych) ról, udowodni, że nie jest od niej zależny. Wszedł co prawda w konwencję przynoszącą popularność, ale potrafił traktować ją instrumentalnie. Jako urodzony pod Wawelem syn lwowianki i górala z Sidziny wykazał – zaskakującą nas może dzisiaj – zdolność dystansu. A ponadto bez wahania składał swój „imidż” na ołtarzu twórczej autentyczności i – przekraczającej atrakcyjną lokalność – potrzeby chwili. Zwany w Londynie „Emigrejtanem”, łamał oba schematy i wzbogacał wizerunek. Jak pokazuje dzisiejsza pamięć o nim po latach – nie do końca trwale i skutecznie.
W innej przedmowie, do londyńskiego wydania broszury redaktora „Wiadomości Polskich” – zamkniętych w lutym 1944 r. – budował tragiczne pokrewieństwo:
„Rzeź Pragi to sprawa jednego dnia, rzeź Warszawy trwała długich dni sześćdziesiąt trzy. […] Praga z 1794, Warszawa z 1944 r. Obie były samotne wobec potęgi okrutnego, dzikiego wroga. Krzyk małego przedmieścia odbił się głośniejszym echem w końcu XVIII wieku, niż krzyk stolicy Polski w szóstym roku wojny prowadzonej o wolność, o demokrację, o ludzkość całą”36.
Z kolei w komentarzu do wydanej przez Grydzewskiego antologii tekstów o rodzinnym mieście kłaniał się autorowi i jakby wprawiał przed zbudowaniem wstępu do wspomnień Balińskiego:
„Kalejdoskop jest prawdziwym kalejdoskopem, redaktor tego tomiku rozłożył umiejętnie wszystkie barwy, widzimy więc nie tylko krew lejącą się po bruku Warszawy, ale możemy obserwować także inne aspekty życia stolicy, która będąc niejako obciążona dziedzictwem heroicznym, potrafi przecież nie tylko walczyć, ale i bawić się, śmiać się i pięknie, jak pięknie, się ubierać, potrafi tańczyć i śpiewać”37.
O ile na miasto – według powyższych słów – spojrzano przez kalejdoskop, o tyle do obserwacji człowieka, wieszcza – w podobnym zbiorze tekstów – wybrano inne narzędzie. Nowakowski referował nową inicjatywę „Grydza” w kolejnym sprawozdaniu:
„Niebawem ukaże się książeczka pełna wyjątkowego uroku a taka, która pozwoli czytelnikowi przyjrzeć się poecie przez mikroskop, gdyż zazwyczaj patrzymy na [Adama] Mickiewicza jak na gwiazdę, zatem przez teleskop”.
Doda przy tym z lekka:
„W pewnej, bardzo skromnej mierze uczestniczyłem przy samem wydaniu tego wspaniale skonstruowanego wyboru”38.
Czy i przy „kalejdoskopie” miał swój udział jako tymczasowy, ochotniczy warszawiak? Omówi też niedługo tomik Warszawa w pieśni. Wiersze i poematy („wybrane i ułożone” przez przyjaciela)39.
W 1951 r. pożegna „Axela”...
...słowami, które należy zacytować w całości, gdyż ich profetyczny fragment podlegał manipulacjom. Publicystycznym – wówczas (Juliusz Mieroszewski w „Kulturze”)40 i historycznym – po latach.
Emigrejtan domykał dzieła:
„Ignacy Baliński należał do epoki bardzo pięknej a już zamkniętej na wszystkie spusty i rygle, już skończonej, już okropnie dalekiej. W nadchodzącym konflikcie zwycięży albo kultura jaskiniowa, kultura grobów nie skrzynkowych, lecz katyńskich, albo kultura amerykańska. W tym i tamtym wypadku będzie to kultura standardowa, obca nam, zmechanizowana, odpychająco trywialna. Zwycięstwo tamtej zedrze z człowieka ostatni łach, ostatnią koszulę, i każe mu iść przez życie do więzienia czy łagru boso i nago. Zwycięstwo tej przyoblecze człowieka w suknie jaskrawe, każe mu słuchać muzyki jaskrawej, oglądać jaskrawe filmy, włoży mu w ręce, zamiast książki np. Flauberta czy Balzaca, skrót skondensowany do barbarzyńskich »headline’ów«, każe mu żyć w bezsensownym, ogłupiającym pośpiechu, w huku maszyn, w podziwie dla rzeczy największych rozmiarami, zbudowanych w czasie najkrótszym, kosztem miliardów. Na te rzeczy największe człowiek będzie patrzył, przeżuwając gumę. Amerykański »homo machinosus« budzi w nas przerażenie, jego formy życia, jego obyczaje są dla nas niezrozumiałe, trudne do nauczenia się. Treść jego wydaje się nam […] czymś niezmiernie ubogim. Ignacy Baliński był człowiekiem niezmiernie bogatym, był człowiekiem pełnym. […] Harmonię kultury umysłowej i uczuciowej uzupełniała kultura towarzyska czy osobista, w jej najwyższym, polskim i europejskim, wyrazie. Znowu pewna wartość z gatunku rzeczy bezpowrotnych”41.
Tekst pochodzi z numeru 9/2021 „Biuletynu IPN”
1 Przedmowa [w:] I. Baliński, Wspomnienia o Warszawie, Edynburg 1946, s. 5–12. O ile nie zaznaczono inaczej, cytaty pochodzą z tego źródła.
2 S. Legeżyński, Ignacy Baliński (ps. „Axel”), [w:] Literatura polska na obczyźnie 1940–1960, t. 2, red. T. Terlecki, Londyn 1966, s. 574.
3 Kraków narodowej sztuce, „Wiadomości” 1953, nr 20. Ale tamże i pozytywne o konkurencie opinie.
4 Galery, Taormina, Villa Paradiso, 18 III 61, mps, s. 35; Archiwum Z. Nowakowskiego w Bibliotece Polskiej POSK w Londynie, 1255/Rkps/4, k. 23.
5 Przykłady obu postaw cytuję w biografii pt. Reemigrejtan. Kiedy Zygmunt Nowakowski wróci wreszcie do Krakowa?!, Kraków 2019, s. 84.
6 Stosunkowi pisarza do Lwowa poświęciłem część artykułu Piszę o prozie, albo Mariana Hemara i Zygmunta Nowakowskiego portrety wzajemne, „Teologia Polityczna Co Tydzień”: https:// teologiapolityczna.pl/pawel-chojnacki-pisze-o-prozie [dostęp: 23 VII 2021 r.]. Wyłącznie to zagadnienie obejmują rozważania pt. Przyjazd przez Osmołodę, złożone do druku w biuletynie Koła Lwowian z Londynu, „Lwów i Kresy” 2021, nr 120.
7 Źli krakowianie, „Wiadomości” 1949, nr 51/52.
8 Kwiatki polskie Tuwima, „Wiadomości” 1947, nr 49.
9 W. Charkiewicz, Ex libris. Marzec – II – 1936, „Słowo”, 21 III 1936 r.
10 J. Lechoń, Dziennik II, Londyn 1970, s. 246 [14 X 1951 r.].
11 Galery…, s. 10.
12 Źli krakowianie…
13 Archiwum Z. Nowakowskiego w Bibliotece Polskiej POSK w Londynie, 1255/Rkps/2.
14 Nie tylko publicystyka, „Wiadomości” 1951, nr 49.
15 „Tygodnik Polski” 1943, nr 42–44; J. Lechoń, K. Wierzyński, Listy 1941–1956, oprac. B. Dorosz przy współpracy P. Kądzieli, Warszawa 2016, s. 62.
16 „Tygodnik Polski” 1945, nr 30; „Tygodniowy serwis literacki koła pisarzy z Polski”. „Tygodnik Polski” 1941–1947. Bibliografia zawartości, red. R. Moczkodan, B. Czarnecka, Toruń 2006.
17 Archiwum Z. Nowakowskiego w Bibliotece Polskiej POSK w Londynie, 1255/Rkps/2/1, List z 31 V 1951 r.
18 Przywołując relację Andrzeja Pomiana, cyt. za: M. Danilewicz-Zielińska, Szkice o literaturze emigracyjnej półwiecza 1939–1989, wyd. II, Wrocław 1999, s. 65.
19 A. Mieszkowska, Marian Hemar – od Lwowa do Londynu, Londyn 2001, s. 87.
20 W. A. Zbyszewski, Zygmunt Nowakowski, [w:] Ludzie, których znałem, wstęp R. Habielski, wybór i oprac. R. Habielski i P. Kądziela, Warszawa 2020, s. 188.
21 Podróż do Ziemi Świętej z Neapolu. Poemat niedokończony, s. 61–62.
22 Warszawa Sercem. I. Ulica Mostowa, „Skrzydła. Wiadomości ze świata. Pismo żołnierzy Polskich Sił Powietrznych” 1945, nr 16, s. 4. Kolejne odcinki: Warszawa Sercem [II], nr 17; Warszawa Sercem. III. Syrena w herbie, nr 18.
23 T. Łabuszewski, A. Obrębska, M. Ptasińska, Przez Morze Czerwone. Rzeczpospolita Polska na Uchodźstwie 1945–1990, Warszawa 2019, s. 190.
24 Archiwum Z. Nowakowskiego w Bibliotece Polskiej POSK w Londynie, 1255/Rkps/12, Maszynopis odczytu Polska Salamina, b.d.
25 A. Mieszkowska, Marian Hemar…, s. 96.
26 Jednodniówka Pisarzy Polskich. „A wiesz ty co z Polską będzie…?” [red. M. Grydzewski], Londyn 1945, s. 9–12.
27 Ibidem, s. 9, 11, 12.
28 Ravioli, „Wiadomości” 1947, nr 31.
29 Film głuchoniemy, „Dziennik Żołnierza APW”, 1 VIII 1945 r. Dziękuję Pani Irenie Sawickiej z Centralnej Biblioteki Wojskowej za wskazanie tego artykułu.
30 „Wiadomości Polskie” 1942, nr 22.
31 Film głuchoniemy…
32 I. Orska (Bytniewska), Silent is the Vistula. The Story of the Warsaw Uprising, New York 1946; Wśród książek. Powstanie powszechne, równe, jawne i bezpośrednie, „Wiadomości” 1947, nr 1.
33 A. Bogusławska, Ludzie walczącej Warszawy; Zachodnie Niemcy 1947; Pierwsza nagroda, „Wiadomości” 1947, nr 41.
34 Dlaczego kochamy Warszawę?, „Światpol”. Polska Agencja Prasowa – Polish Press Agency, Londyn, czerwiec 1945 r., „Dodatek do serwisu prasowego dla dzieci i młodzieży”.
35 Źli krakowianie…
36 M. Grydzewski, Na 150-lecie rzezi Pragi (4 listopada 1794). O próbie rehabilitacji Suworowa, Londyn 1945, s. [1].
37 zn. [Z. Nowakowski], Kalejdoskop warszawski, „Wiadomości” 1946, nr 6.
38 Część zamiast całości, „Lwów i Wilno” 1946, nr 4.
39 Rysunki Marka Żuławskiego, Londyn 1947; Pieczęć poezji, „Wiadomości” 1947, nr 32.
40 Londyńczyk [J. Mieroszewski], Kronika angielska. Z księgi zażaleń Narodu Polskiego, „Kultura” 1951, nr 11, s. 102.
41 Ś.p. Ignacy Baliński, „Wiadomości” 1951, nr 15.