Ksiądz Władysław Ciastoń (1930–1991) pracował w Gdańsku od końca 1957 r., początkowo przy kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej na Aniołkach, w bezpośrednim sąsiedztwie Akademii Medycznej, a od 1963 r. przy kościele św. Elżbiety w Śródmieściu – tuż obok Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Przez wiele lat pełnił obowiązki notariusza kurii biskupiej w Oliwie, ciesząc się dużym zaufaniem biskupów gdańskich, ordynariusza Edmunda Nowickiego i sufragana Lecha Kaczmarka, a także duchowieństwa diecezjalnego. Był jednym z trzech zakonników na osiemnastu członków wybranej w 1968 r. Rady Kapłańskiej. Udzielał się w różnych duszpasterstwach diecezjalnych, szczególnie służby zdrowia i rodzin. To właśnie pallotyni byli kapelanami w gdańskich szpitalach.
W Wydziale ds. Wyznań Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Gdańsku przeprowadzono rozmowę z prowincjałem polskich pallotynów ks. Stanisławem Martuszewskim, podczas której kierownik Jan Szewczyk sugerował wprost przeniesienie ks. Ciastonia.
Ksiądz „wrogi wobec państwa”
Aktywność ks. Ciastonia, jego kontakty z młodzieżą oraz publiczne, źle oceniane przez władze, wystąpienia spowodowały, że bardzo szybko został on zaliczony do księży wrogich wobec państwa. W gorącym roku milenijnym 1966 r., gdy komuniści zdecydowanie nasilili represje wobec duchowieństwa, Wydział Śledczy SB w Gdańsku wszczął wobec pallotyna sprawę śledczą. Jej podstawą były trzy przechwycone przez funkcjonariuszy Wydziału „W” prywatne listy skierowane do krewnych i znajomych w Krakowie. Zakonnik nawiązywał w nich do „Orędzia biskupów polskich do biskupów niemieckich” i „niewłaściwie” opisywał stosunki między państwem a Kościołem. Śledztwo ostatecznie umorzono, ponieważ korespondencja były jedynym dowodem „przestępstwa”, a MSW nie wyraziło zgody na przeprowadzenie rewizji u duchownego. Dokonano nawet przeszukania u adresatów, lecz nie zapewniło ono dodatkowych argumentów.
Rok później interwencję dotyczącą niemile widzianego zakonnika podjęły władze administracyjne. W Wydziale ds. Wyznań Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Gdańsku przeprowadzono rozmowę z prowincjałem polskich pallotynów ks. Stanisławem Martuszewskim, podczas której kierownik Jan Szewczyk sugerował wprost przeniesienie ks. Ciastonia. W tym samym czasie Wydział IV SB rozpoczął sprawę operacyjnego rozpracowania o kryptonimie „Cezar”, której figurantem był właśnie pallotyn. Celem esbeków stało się usunięcie go z Gdańska.
...przedstawia w fałszywym świetle…
Nowa okazja nadarzyła na początku 1971 r. Do funkcjonariuszy spływały donosy o ks. Ciastoniu, który żywo komentował wydarzenia związane z Grudniem ’70. Sam zresztą obserwował przebieg protestów i walk pod Komitetem Wojewódzkim i kościołem, a nawet został uderzony kamieniem w okolicach dworca. Zbierał też relacje od zaprzyjaźnionych lekarzy oraz kapelanów szpitalnych i wraz ze swoimi spostrzeżeniami przekazał je biskupom.
W jednej z odnotowanych przez oficerów SB styczniowych rozmów ks. Ciastoń stwierdził między inni, że
„wypadki na Wybrzeżu do tego stopnia interesują społeczeństwo kraju, że egzemplarz «Głosu Wybrzeża», w którym opisywany jest przebieg wydarzeń, dochodzi już do ceny 500 zł. [...] w artykule zawarta jest jednak tylko połowa prawdy”.
Chodziło o numer gazety, będącej organem prasowym gdańskiego KW PZPR, z 28 grudnia 1970 r., w którym zamieszczono obszerną relację z przebiegu wydarzeń 14–20 grudnia na Wybrzeżu Gdańskim. Nie wolną od przeinaczeń i przemilczeń, ale jedyną, jaka się ukazała w polskiej prasie. Kapłan wskazywał ponadto, że w dalszym ciągu w Gdańsku panuje niepokój, robotnicy nie pracują normalnie i żądają przyjazdu Edwarda Gierka, uwolnienia więźniów, podwyżek płac, osądzenia odpowiedzialnych za strzelanie do ludzi.
W meldunku z 16 stycznia 1971 r. napisano:
„Ponieważ ks. Ciastoń wykorzystuje każdą okazję, aby rozpowszechniać tego typu wersje, przedstawiając je przy tym często w fałszywym świetle, planuje się przeprowadzić z nim rozmowę profilaktyczno-ostrzegawczą.”
Ostatecznie do takiej rozmowy nie doszło, ponieważ to nie ostrzeżenia były celem SB.
W czerwcu 1971 r. prowincjał ks. Stanisław Martuszewski zawiadomił wikariusza kapitulnego diecezji gdańskiej bp. Lecha Kaczmarka, iż rada prowincjalna mianowała ks. Ciastonia rektorem domu w Wadowicach. Prosił, by zwolnić kapłana z obowiązków kurialnych.
Kilka dni później w ręce funkcjonariuszy SB wpadł mocniejszy, jak im się zdawało, dowód przewinień pallotyna. Przechwycili oni jego prywatną przesyłkę adresowaną do krewnego lub kolegi z Krakowa, w której znajdowały się wrogie materiały: odezwa Obywatele polscy, do ludu pracującego Gdańska, Gdyni i Sopotu, poezja uliczna – Pieśń strajkujących stoczniowców w Gdyni w grudniu 1970 roku oraz dwa egzemplarze Grudniowej kolędy Wybrzeża i fragment „Głosu Wybrzeża” z 18 stycznia zawierający oficjalny wykaz ofiar w formie komunikatu Prokuratury Wojewódzkiej. Nad komunikatem Prokuratury Wojewódzkiej znajdował się odręczny dopisek, zapewne kapłana: „? Ile? Ponad 200”. Do wszystkiego dołączony był list, który podpisał jako Władek.
Na tej podstawie esbecy zawiadomili Prokuraturę Wojewódzką, która wszczęła formalne śledztwo
„w sprawie sporządzania i wysyłania pism zawierających fałszywe wiadomości mogące wyrządzić poważną szkodę interesom PRL”.
Postępowanie przygotowawcze zleciła Wydziałowi Śledczemu SB.
Skompromitować i izolować figuranta
Równocześnie Wydział IV kontynuował inwigilację księdza. W sprawozdaniu pisano:
„Przeprowadzono kombinację operacyjną, której celem była kompromitacja figuranta i jego izolacja w środowisku kurii i kleru gdańskiego (anonim do biskupa oparty na faktach). Ustalono, że bp Nowicki żądał od ks. Ciastonia wyjaśnień na swoją obronę. Ponadto obserwacja ks. Ciastonia w wypadkach grudniowych dostarczyła materiałów, które mogą stanowić podstawę do wytoczenia figurantowi postępowania karnego.”
Z kolei w podsumowaniu pracy całej gdańskiej SB stwierdzono, że
„kler zbiera dane dotyczące przebiegu wydarzeń grudniowych i kolportuje bardzo negatywne oceny działań Milicji Obywatelskiej”.
Użyte w tym i innych dokumentach słowo „kolportuje” stało się przyczyną krytyki, wręcz lekkich drwin ppłk Józefy Siemaszkiewicz – wówczas jeszcze naczelnika Wydziału IV w Departamencie IV MSW, a parę miesięcy później wicedyrektora. Podczas wystąpienia na ogólnokrajowej naradzie naczelników pionu IV zarzuciła ona autorom meldunków z województw generalizowanie, snucie domysłów i nadinterpretację niektórych wypowiedzi duchownych, szczególnie biskupów. W tym kontekście powiedziała:
„Może być, towarzysze, tak, że się jeden fakt widzi i nieopatrznie uogólnia. Dam wam przykład, podano i na wysoki szczebel informacje, że ksiądz zakonny z terenu – nie wymienię tutaj, właściciel będzie wiedział, o kim mowa – kolportuje wrogie tam, szkalowane dokumenty o wydarzeniach na Wybrzeżu. Telefoniczne ustalenie wykazało, że tak nie jest, że zakonnik miał jakiś wycinek gazety, włożył do koperty i wysłał koledze. Czy to się nazywa: «kolportuje»? No, widzicie, trzeba się uderzyć trochę w tzw. sumienie i pisać to, co jest. Trzeba napisać: włożył do koperty, wysłał koledze, to jest prawda. A jeśli się pisze, że «kolportuje», to ten, który odbiera, mówi: «a to skurczybyki, to mówią, że zakony są dobre, a oni kolportują» – już będzie «ą» do tego dodane. I to jest problem, a problemu nie było. I wtedy było wyjaśnione, kiedy Gabinet [Ministra Spraw Wewnętrznych] puścił na wysoki rozdzielnik Biura Politycznego taką prawdę o kolportażu”.
Nie wiadomo, czy obecny na naradzie autor informacji spalił się ze wstydu – bo niewątpliwie chodziło o naczelnika gdańskiej „czwórki” ppłk. Aleksandra Świerczyńskiego. Jednak po powrocie do Gdańska jego ludzie kontynuowali działania operacyjne wobec ks. Ciastonia.
17 lutego przejęto drugi list zakonnika kierowany do tej samej osoby, przy którym znalazł się wiersz Oda do Partii. Niewykluczone, że wprowadzanie w błąd najwyższych władz partyjnych nie było wystarczającym argumentem, by zakończyć sprawę, szczególnie w obliczu dobrej sposobności do wywierania nacisku na hierarchię kościelną. Niemniej o działaniach przestano powiadamiać centralę w bieżących meldunkach.
Pod koniec października 1971 r. do bp. Kaczmarka przybył Ryszard Berdys, funkcjonariusz Wydziału IV, wówczas kierownik Grupy 1 w stopniu kapitana, później zastępca naczelnika całej jednostki. Jak zanotował hierarcha, oficer przyszedł rzekomo, by ostrzec go przed intrygami pallotyna, do których ten miał zaangażować jezuitę o. Leona Mońkę.
Na początku marca 1971 r. naczelnicy Wydziałów Śledczego i IV skonsultowali się z Prokuraturą Wojewódzką, a następnie przedstawili wnioski dotyczące dalszych kroków wobec ks. Ciastonia. Postulowali, by dokonać rewizji zarówno w miejscu jego zamieszkania, jak i pracy podejrzanego, czyli w kurii biskupiej. To drugie miało się odbyć po rozmowie przewodniczącego PWRN Tadeusza Bejma z biskupem Edmundem Nowickim. Przewidywano, że w jej trakcie urzędnik poinformuje ordynariusza o zamierzonej rewizji, a nawet zaproponuje mu, by „spowodował udzielenie pomocy funkcjonariuszom w przeprowadzeniu przeszukania”. Misterny plan w dużej mierze opierał się na iluzorycznym założeniu, że biskup będzie współdziałał. Z pewnością by na to nie przystał, a ponadto na przeszkodzie realizacji przedsięwzięcia stanęła śmierć hierarchy, która nastąpiła kilka dni później.
Niestety nie znamy szczegółów dalszej realizacji sprawy przez funkcjonariuszy. W podsumowaniu pracy Wydziału IV w roku 1971 stwierdzono jednak, że
„w drodze kombinacji operacyjnej przeprowadzonej przy udziale W[ydziału] I Dep[artamentu] IV spowodowano przeniesienie figuranta [tj. ks. Ciastonia] na teren woj. krakowskiego i jego kompromitację w środowisku gdańskim. Przyniosło to w efekcie poważne osłabienie pracy duszpasterstwa służby zdrowia w diecezji gdańskiej, którego figurant był gorliwym kierownikiem”.
Natomiast
„z uwagi na sytuację społeczno-polityczną sprawę [śledczą] umorzono z powodu znikomego społecznie niebezpieczeństwa czynu”.
W grudniu 1971 r. – trzy miesiące po tym, jak ks. Ciastoń opuścił Gdańsk – zamknięto też sprawę „Cezar”.
Wiadomo, że w czerwcu 1971 r. prowincjał ks. Stanisław Martuszewski pisemnie zawiadomił wikariusza kapitulnego diecezji gdańskiej biskupa Lecha Kaczmarka, iż rada prowincjalna mianowała ks. Władysława Ciastonia rektorem domu w Wadowicach. Prosił przy tym, by zwolnić kapłana z obowiązków kurialnych. W odpowiedzi biskup obszernie przedstawił zalety odchodzącego kapłana. Wyraził ubolewanie, że następuje to w tak trudnym dla diecezji okresie, i podziękował za wieloletnią, bezinteresowną pracę zakonnika na jej rzecz.
3 września ks. Ciastoń opuścił miasto, w którym pracował przez kilkanaście lat. Informując o wyjeździe, zwrócił się do biskupa Kaczmarka:
„jeśli to Ekscelencja uzna za stosowne, [proszę] podać przy najbliższym zebraniu księży, że odszedłem z Gdańska na własną prośbę”.
Niewykluczone, że kapłan chciał w ten sposób zapobiec ewentualnym oskarżeniom pod adresem biskupa bądź prowincjała o uległość wobec władz. Biografista pallotynów ks. Stanisław Tylus SAC wskazał, iż jego przeniesienie z Gdańska faktycznie nastąpiło w wyniku działań SB1. Oczywiście nie można wykluczyć, że komuniści wywierali presję na prowincjała. W późniejszych latach podobny problem, dotyczący także diecezji gdańskiej i postawy biskupa Kaczmarka, pojawiał się wielokrotnie, a najbardziej znanym przykładem jest sprawa duszpasterza akademickiego dominikanina o. Ludwika Wiśniewskiego. Trudno jednoznacznie orzec, w jakim stopniu podobne naciski stanowiły rzeczywistą przyczynę przenoszenia zakonników z miejsc, w których zostali uznani za persona non grata. SB przypisywała sobie bowiem rolę sprawczą często i chętnie. Sam ojciec Ludwik nieraz zaprzeczał podobnym tezom, wskazując, że opuszczając Gdańsk w 1972 r., czynił to z własnej inicjatywy2.
Wizyty SB u biskupa gdańskiego
Jest interesujące, że pomimo pozbycia się ks. Ciastonia, esbecy kontynuowali związane z nim zadania. Pod koniec października 1971 r. do biskupa Kaczmarka przybył Ryszard Berdys, funkcjonariusz Wydziału IV, wówczas już kierownik Grupy 1 w stopniu kapitana, a w późniejszych latach zastępca naczelnika całej jednostki. Jak zanotował hierarcha, oficer przyszedł rzekomo po to, by ostrzec go przed intrygami pallotyna, do których ten miał zaangażować jezuitę o. Leona Mońkę. Zarzuty wobec niego Berdys przedstawiał przez dwadzieścia minut. Wysłuchawszy ich, biskup przy okazji skrytykował poczynania SB wobec alumnów i prowadzenie z nimi rozmów w czasie wakacji (miały one na celu odciągniecie kleryków od dalszej nauki w seminarium lub ich werbowanie do współpracy).
Może zastanawiać podejmowanie działań wobec kapłana, który od prawie dwóch miesięcy nie pracował już w diecezji. Chodziło raczej o to, by zbliżyć się do hierarchy – najmocniejszego kandydata na stanowisko nowego ordynariusza, ogłoszonego nim na początku grudnia.
Na tym zresztą sprawa się nie zakończyła. 8 grudnia 1971 r. u świeżo mianowanego biskupa gdańskiego Lecha Kaczmarka zjawił się niejaki Dąbrowski, podający się za dyrektora departamentu MSW. Hierarcha znowu usłyszał o byłym notariuszu kurii:
„Ksiądz biskup chyba się przekonał, kim jest ks. Ciastoń”.
W odpowiedzi bronił pallotyna, mając świadomość, że chodzi o skonfiskowany przez SB list:
„Nie wnikam w osobowość ks. Ciastonia, lecz twierdzę, że pracował uczciwie”.
Ponownie wskazał, iż w czasie wakacji oficerowie nękali kleryków, którą to sprawę rozmówca obiecał załatwić po myśli biskupa.
Pretekstem do odwiedzin była jednak pierwsza rocznica rewolty grudniowej. Władze za wszelką cenę próbowały odciągnąć duchownych od jej ewentualnego uczczenia. Dyrektor wprost zażądał, aby „nie urządzać publicznych nabożeństw”. W odpowiedzi usłyszał, że
„Kościołowi nie zależy na nadawaniu rozgłosu rocznicy wypadków. Jest ona bowiem bolesna”.
I faktycznie, nie zorganizowano wówczas żadnych ogólnodiecezjalnych nabożeństw poświęconych ofiarom reżimu sprzed roku3.
***
W późniejszym czasie ks. Władysław Ciastoń pracował między innymi w Wadowicach, Przedborowej, Samsiecznie. Tam również nie zaprzestał swej wrogiej wobec komunizmu działalności.
1 S. Tylus, Władysław Ciastoń (1930–1991), „Liber mortuorum. Księga zmarłych polskich pallotynów i pallotynek”, https://libermortuorum.pl/zmarli_index.php?biograf=169.
2 Na przykład w: B. Szaynok, Duszpasterz. Rozmowy z ojcem Ludwikiem Wiśniewskim, Kraków 2012, s. 63–65.
3 Więcej o pierwszej rocznicy i reakcji Kościoła wobec Grudnia ’70 zob. P. Abryszeński, D. Gucewicz, Grudniowa kolęda. Kościół katolicki w Trójmieście wobec Grudnia ’70, Gdańsk–Warszawa 2020.
[Ks. Władysław Ciastoń w oczach policji politycznej PRL:]