Jadwiga Rozmiarkówna, zwana Wisią, była spowinowacona z Cyrylem Ratajskim, wieloletnim prezydentem Poznania, Delegatem Rządu RP w latach 1940-1942. Żona Ratajskiego była siostrą matki Wisi – Haliny.
Wielkopolska harcerka
W 1936 r. Jadwiga ukończyła Gimnazjum Sióstr Urszulanek w Poznaniu, a następnie pogłębiała znajomość języków obcych w Ostendzie i w Paryżu. W 1938 r. podjęła pracę w biurze Towarzystwa Ekspedycyjnego „Warta” w Wolnym Mieście Gdańsku. Była zapaloną harcerką najpierw w 17 PDH im. Wandy Malczewskiej przy Gimnazjum Sióstr Urszulanek, a od 1938 r. w polskiej drużynie harcerek im. Zofii Chrzanowskiej w Wolnym Mieście Gdańsku. Ta ostatnia funkcja wymagała niemało odwagi – w opanowanym przez narodowych socjalistów, wrogim Polakom środowisku. Była pełna radości życia i energii: znakomicie jeździła na nartach, wspinała się w górach, żeglowała.
Niemal wymusiła jego zgodę na powierzenie jej tego zadania. Chciała przejść granicę w Tatrach, które znała bardzo dobrze, gdyż jako zapalona narciarka co roku spędzała w tych górach kilka tygodni, zwykle w schronisku nad Zielonym Stawem w Dolinie Kieżmarskiej.
Wojna zastała ją w Poznaniu. Już 1 września 1939 r. w mundurze harcerskim opuściła dom rodzinny i włączyła się do opieki nad uciekającą przed Niemcami ludnością cywilną. Boleśnie przeżyła śmierć przyrodniego brata Przemysława Warmińskiego, poległego w obronie Warszawy. W październiku 1939 r. złożyła przysięgę konspiracyjną organizacji „Ojczyzna”. Objeżdżała Wielkopolskę zbierając informacje o sytuacji ludności polskiej i terrorze okupanta, w tym o rozstrzeliwaniach przedstawicieli polskich elit w wielu miejscowościach. W jednej z egzekucji – w Kórniku k. Poznania - zginął jej stryj, Seweryn Rozmiarek.
Kurierka na ochotnika
Gdy dowiedziała się, że „Ojczyzna” ma zamiar wysłać kolejną kurierkę do Rządu RP we Francji, zgłosiła się do przyjaciela swego poległego brata Witolda Grotta „Adama”, członka kierownictwa „Ojczyzny”. Niemal wymusiła jego zgodę na powierzenie jej tego zadania. Chciała przejść granicę w Tatrach, które znała bardzo dobrze, gdyż jako zapalona narciarka co roku spędzała w tych górach kilka tygodni, zwykle w schronisku nad Zielonym Stawem w Dolinie Kieżmarskiej. Odprawiał ją Kirył Sosnowski „Konrad”, kierujący działem informacyjno-dokumentacyjnym „Ojczyzny”. Przygotowany przez niego raport sytuacyjny i inne zlecenia musiała opanować pamięciowo. Organizacja nie posiadała w tym czasie komórki mogącej zmikrofilmować dokumentację ani komórki szyfrującej. Zofia Prądzyńska „Jadwiga”, czuwająca nad techniczną strona odpraw kurierek wspominała:
„Byłam świadkiem spotkania Jej z Kiryłem. Przyszła uśmiechnięta, różowa, jasna, promieniejąca młodością i radością życia. Krótka i cicha była ich rozmowa. Kirył powiedział mi potem, że to jest nasza druga kurierka […] polecił mi, żeby od oznaczonego dnia i godziny przez parę dni słuchać radia. Po przejściu granicy miała podać „szyfrem” tę wiadomość. […] Niestety, nie usłyszałam tej wyczekiwanej wiadomości.”1
… tym razem bardzo bała się przejścia przez góry …
Wisia opuściła Poznań 27 grudnia 1939 r. Mimo wrodzonego optymizmu, a także pragnienia udziału w pracy konspiracyjnej właśnie w charakterze kurierki, była podenerwowana. Jak wspomniała jej przyrodnia siostra Sława Zollowa – tym razem bardzo bała się przejścia przez góry. Przygotowane przez organizację przepustki pozwoliły jej na przekroczenie granicy między bezpośrednio wcieloną do III Rzeszy Wielkopolską (wówczas Reichsgau Posen) a Generalnym Gubernatorstwem.
Najbardziej prawdopodobna wydaje się wersja, że w czasie wyprawy została zamordowana i obrabowana przez przewodnika. Wiosną 1940 r. w studni koło domu przewodnika znaleziono zwłoki młodej dziewczyny, którą wkrótce zidentyfikowała jej rodzina z Warszawy. Morderca został skazany na karę śmierci i stracony w Nowym Targu.
W Warszawie czekał już na nią Witold Grott, który organizował struktury „Ojczyzny” wśród coraz liczniejszych rzesz Polaków wysiedlanych przymusowo z ziem wcielonych do Rzeszy. Od niego otrzymała kolejne polecenia i przypuszczalnie dodatkowy raport. Następnie przez Kraków udała się do Zakopanego. Tam okazało się, że zaplanowana przez nią trasa przejścia granicy jest nieaktualna, gdyż zaprzyjaźniony Słowak, właściciel schroniska w Dolinie Kieżmarskiej, był widziany ze swastyką w klapie.
Gorączkowo zaczęła szukać innych możliwości przejścia przez góry. Znajoma, prowadząca w Zakopanem pensjonat, poleciła Wisi przewodnika, który miał wcześniej bezpiecznie przeprowadzić na Słowację inne osoby.
15 stycznia 1940 r. druga kurierka „Ojczyzny” opuściła Zakopane i odtąd ślad po niej się urywa. Najbardziej prawdopodobna wydaje się wersja, że w czasie wyprawy została zamordowana i obrabowana przez przewodnika. Przypuszczalnie nie była jego jedyną ofiarą. Wiosną 1940 r. w studni koło domu przewodnika znaleziono zwłoki młodej dziewczyny, którą wkrótce zidentyfikowała jej rodzina z Warszawy. Morderca został skazany na karę śmierci i stracony w Nowym Targu. Po wojnie matka i przyrodnia siostra Jadwigi Sława Zollowa poszukiwały jakichkolwiek informacji o jej losie, ale niczego pewnego nie zdołały ustalić. Na Węgry nie dotarła.
***
W pamięci bliskich pozostała jako
„osoba o żywym usposobieniu, czynnym charakterze, łagodna, naturalna, bezpośrednia, pełna prostoty. Miała serce otwarte dla ludzi i gdziekolwiek się zjawiła zdobywała życzliwych ludzi, z którymi nigdy nie zrywała więzi i kontaktu.”2
W 1987 r., staraniem Elżbiety Zawackiej „Zo”, Jadwiga Rozmiarkówna pośmiertnie otrzymała legitymację żołnierza AK oraz pamiątkową odznakę Wydziału Łączności Zagranicznej KG AK „Zagroda”.
1 Relacja w zbiorach Instytutu Zachodniego w Poznaniu
2 P. Mieloch, Jadwiga Rozmiarkówna – kurier z Mosiny, Mosina 2008, s. 29.